Historia Afganistanu jest niebywale fascynująca. Kraj był najeżdżany przez wielu agresorów, ale nigdy nie został podbity. Najechał go Aleksander Wielki, którego wojska zostawiły tu ponoć helleńskie geny. Ja wprawdzie takich osób nie widziałem w czasie swojego pobytu w zachodnim Afganistanie, ale niektórzy twierdzą, że do dziś w górzystym Nuristanie można spotkać blondynów, niekiedy piegowatych autochtonów - potomków żołnierzy Aleksandra. Najeżdżali Afganistan Persowie i Arabowie, Uzbecy, Tadżycy, a wreszcie Mongołowie z Czyngis-chanem i Timurem na czele. Łączy ich jedno - nikomu z najeźdźców nie udało się w pełni spacyfikować tego górzystego kraju. Obce wojska rujnowały miasta, niszczyły oazy, uprawy i systemy irygacyjne. Jednak podobnie jak w czasach nam współczesnych, władza najeźdźców, okupantów czy interwentów była w stanie kontrolować jedynie miasta - Kabul, Herat czy Kandahar, prowincja zaś z górami, dolinami i pustyniami pozostawała w rękach nieujarzmionych, kryjących się w pieczarach wojowników. Imperialne wojska wcześniej czy później wykrwawiały się lub przymierały głodem, kiedy do garnizonów nie docierało zaopatrzenie i żywność łupione w nocnych zasadzkach na ich kolumny aprowizacyjne. Afganistan jest zatem bodajże jedynym krajem na świecie, który skutecznie oparł się licznym inwazjom mocarstw cywilizacji zarówno Wschodu i Zachodu, a w czasach bardziej nam współczesnych był w stanie pokonać agresję wojskową najpotężniejszych hegemonów świata: Wlk. Brytanii w XIX w., Związku Sowieckiego (XX w.) i USA (XXI w.). Jak do tego doszło?
Afgańczycy, którzy są niezwykle gościnnym narodem opowiadają, że gdy Bóg stworzył świat, zostały mu w ręku różne pomieszane skrawki. Rzucił je więc na ziemię i tak powstał Afganistan. Naprawdę jednak państwo to utworzone zostało dopiero w XIX w. Kiedy Polacy wzniecali powstania przeciw zaborcom, cała rozkwitająca niegdyś Azja Środkowa, przez którą wiódł Jedwabny Szlak, była zapomnianym, archaicznym regionem. Plemionami despotycznie rządzili chanowie, emirowie, a na zupełnych odludziach władza pozostawała w rękach zwykłych watażków, starszyzny plemiennej oraz mułłów.
Dopiero kiedy do rywalizacji o Azję Środkową i Afganistan stanęły naprzeciw siebie wielkie imperia - Brytyjskie i rosyjskich Romanowów - administratorzy mocarstw wytyczali granice kraju tak, by obaj hegemoni się nie stykali. Chodziło o stworzenie bufora, który rozdzielałby imperia obu hegemonów. Sztuczne wytyczenie granic w XIX w. do dziś kładzie się cieniem na całym regionie. Ziemie zamieszkane przez Uzbeków, Turkmenów, Tadżyków zostały podzielone między mocarstwa i Afganistan. Szczególnie dotknęło to Pasztunów, największy z miejscowych narodów, który słynny lord Curzon podzielił swoim piórem na pół. Na dodatek do terytorium powstałego później Pakistanu wcielił Północno-Zachodnią Prowincję Pograniczną, gdzie do dziś istnieje na tyle silna autonomia, że władze w Islamabadzie pozostają praktycznie bez wpływu na mieszkających tam Pasztunów. Todlatego Armii Czerwonej trudno było ujarzmić afgańskich mudżahedinów, a Amerykanom nie udało się opanować kontroli nad swobodnym przekraczaniem granicy afgańsko-pakistańskiej przez talibów, karawany broni czy handlarzy narkotyków.
Początek XIX stulecia przyniósł ze sobą znaczne rozszerzenie rosyjskiej i brytyjskiej strefy wpływów w centralnej Azji. Dla takich państw jak Afganistan (stanowiących w zasadzie konglomerat plemion zjednoczonych wokół wspólnego władcy) wykreowała się specyficzna sytuacja polityczna. W tych okolicznościach władcy Afganistanu próbowali znaleźć dla siebie przestrzeń pomiędzy interesami dwóch imperiów. Dzięki temu dyplomacja afgańska mogła wynegocjować korzystniejsze umowy i sojusze. Każde z mocarstw chciało za wszelką cenę przeciągnąć Afgańczyków na swoją stronę.
Szczególne warunki w jakich znalazł się Afganistan zostały podyktowane przez strategie tworzone w brytyjskich i rosyjskich sztabach. Według nich Afganistan był tzw. „krajem tranzytowym” gdzie krzyżowały się ze sobą szlaki prowadzące do położonych na północy emiratów Azji Środkowej, Półwyspu Indyjskiego na południu, Chin na wschodzie oraz Persji na zachodzie. Ten kto zyskał panowanie nad tą górzystą krainą zdobywał przewagę w całej Azji, a zyskiwał przyczółek do nowych podbojów na północy bądź południu kontynentu.
Dla Afganistanu cała ta sytuacja niosła też poważne zagrożenie. Wraz ze wzrostem intensywności rywalizacji angielsko-rosyjskiej rosła możliwość interwencji zbrojnej któregoś z imperiów. To zaś musiało nieść za sobą sprowadzenie Afganistanu do roli nic nie znaczącego państewka satelickiego. Takiego rozwoju zdarzeń chciał uniknąć afgański emir (tytuł ten nosili wszyscy królowie Afganistanu od połowy XVIII w.) Dost Mohammad Chan. Już od początku swoich rządów starał się on uzyskać pewną niezależność prowadząc grę polityczną tak z Brytyjczykami jak i Rosjanami. Kulminacyjnym momentem uprawianej przez niego dyplomacji stał się rok 1837. Wtedy to przyjął na swój dwór najpierw tajnego wysłannika króla Anglii - Aleksandra Burnesa a następnie agenta carskiego i ambasadora w jednym porucznika Jana Witkiewicza - Polaka w służbie carskiej. Obaj panowie mieli za zadanie wynegocjować jak najlepsze warunki przyszłych traktatów, które miały zostać zawarte z Dostem Mohammadem.
Chcąc wzmocnić rosyjską ofertę ambasador carski w Persji generał Simonicz namówił szacha do zaatakowania zachodnioafgańskiego miasta Herat. Zabiegi Simonicza były prowadzone właściwie na własną rękę, ponieważ nie otrzymał on żadnych formalnych instrukcji z Sankt Petersburga. Cała akcja odbywała się jednak przy milczącej zgodzie carskiego ministra spraw zagranicznych hrabiego Karla Nesselrode. W ten sposób pod koniec roku Herat został oblężony przez ówczesnego wezyra perskiego generała Izydora Borowskiego (uczestnika powstania kościuszkowskiego oraz oficera Legionów Polskich). Nacisk ze strony Petersburga skończył się jednak zupełnym fiaskiem. Przesądził o tym przypadek oraz interwencja oficera brytyjskiej armii Pottingera, który znalazł się wtedy w Heracie i zaoferował swoje usługi miejscowemu zarządcy. Ten przyjął ofertę i nadał Pottingerowi stanowisko dowódcy twierdzy. Dzięki swoim umiejętnościom dowódczym Anglik zorganizował skuteczną obronę miasta odpierając kolejne ataki armii perskiej, nieposiadającej zresztą ciężkich dział. Przerażone ową agresją brytyjskie MSZ postanowiło uratować miasto nazywane „bramą Indii”. Z tego powodu we wrześniu 1838 r. Royal Navy wysadziła desant w Zatoce Perskiej na wyspie Korrak. W reakcji na to oraz z powodu bezowocności powtarzanych bez przerwy szturmów metropolii władca perski nakazał swoim wojskom przerwanie oblężenia. Pomimo takiego rozwoju sytuacji afgański emir postawił jednak na Rosję. Przyczyniły się do tego dwa czynniki. Pierwszym był wysłannik carski do Afganistanu – Witkiewicz. Udało mu się zaprzyjaźnić z Dostem, którego skutecznie przekonał do siebie. Witkiewicz w odróżnieniu od wysłannika Londynu nie groził, lecz wiele oferował, a w czasie negocjacji posługiwał się przy tym łagodnym językiem. Po drugie, Wlk. Brytania zniechęciła do siebie afgańskiego emira nie chcąc spełnić jego podstawowego warunku. Było nim udzielenie przez Anglików realnej pomocy militarnej wojskom Dosta Chana w czasie planowanej przez niego od dłuższego czasu wojny z hinduskimi Sikhami (ówczesnymi władcami Pendżabu) o Peszawar.
Nie zgadzając się na te wymogi Burnes ostatecznie pogrzebał plany sojuszu afgańsko-brytyjskiego. Opuścił Kabul, przynosząc wieści o dyplomatycznej klęsce do Kalkuty (stolicy Indii brytyjskich). Na wieść o niej ówczesny generalny gubernator Indii lord Auckland stwierdził, że była to ostatnia kropla, która przelała czarę goryczy. W porozumieniu z londyńskim rządem postanowił rozpocząć przygotowania do nadchodzącej wojny prewencyjnej przeciwko kabulskiemu władcy. Przede wszystkim sformowano Armię Bengalu, której awangardę stanowiła Armia Indusu, dowodzona przez bohatera wojen napoleońskich generała Harry’ego Fane’a. Została ona skoncentrowana przy granicy z Pendżabem zaś do samego Afganistanu miała wkroczyć po sforsowaniu rzeki Indus poprzez Peszawar i Przełęcz Chajberską. W chwili koncentracji brytyjskie siły inwazyjne liczyły 16,5 tys. żołnierzy oraz ponad 35 tys. tzw. personelu dodatkowego (żony oficerów, służący, prostytutki, drobni handlarze). Tuż przed rozpoczęciem inwazji, 1 października 1838 r., lord Auckland wydał manifest w hinduskiej miejscowości Shimla. Ogłosił w nim propagandowy cel wojny jakim miało być obalenie rządów Dosta Mohammada oraz nadanie Afganistanowi nowego rządu, który wprowadziłby kraj na „drogę pokoju i szczęścia”. Rzeczywistą przyczyną wojny była jednak chęć zwasalizowania Afganistanu, a tym samym zabezpieczenia brytyjskich interesów w tej części Azji oraz wyparcie wpływów rosyjskich. Jeszcze przed inwazją gen. Fane’a po kłótni z gubernatorem Indii został jako głównodowodzący zastąpiony przez gen Keane’a.
Ostatecznie działania zbrojne rozpoczęły się dopiero w styczniu 1839 r. Morale w armii było bardzo wysokie – powszechna była opinia o tym, że Brytyjczyków czeka łatwe i szybkie zwycięstwo. W zapasach Armii Indusu nie brakowało skrzynek z butelkami wybornej szkockiej whisky, pistolety pojedynkowe czy galowe mundury (na spodziewane kabulskie bale). Według szacunków dokonanych przez współczesnych brytyjskich historyków na jednego żołnierza przypadało trzech hinduskich służących. Anglicy byli przekonani o swojej wyższości militarnej. Mimo że nie dysponowali najnowszą bronią, to i tak nie mogły się z nią równać samopały afgańskich bojowników. Uzupełnieniem angielskiej broni osobistej były szybkostrzelne (jak na tamte czasy) lekkie działka górskie. Wszystkie te elementy, w połączeniu z wiarą w rzekomo lepszą taktykę i lepsze dowództwo (o których posiadaniu Anglicy byli przekonani) wywołały niebezpieczną euforię. W przekonaniu o niższości afgańskich wojowników upewniał Brytyjczyków również Szuja Szach (rdzenny pasztun i kandydat do tronu afgańskiego wystawiony przez lorda Aucklanda). W swoim słynnym zdaniu stwierdził on, że Anglikom przyjdzie walczyć przeciwko „zbiegowisku psów”.
Po przekroczeniu granicznych gór Brytyjczycy kierowali swoje natarcie na zachód. Po drodze napotykali tylko symboliczny opór, zaś wielu afgańskich watażków (właściwie nie utożsamiających się z kabulską władzą) zawierało z brytyjskimi dowódcami korzystne umowy. Owe kontrakty zabezpieczały tyły oraz linie zaopatrzeniowe Armii Indusu. Pierwszą większą metropolią zajętą przez Anglików był Kandahar, zdobyty w kwietniu 1839 r. Stąd natarcie angielskie skierowało się na północ, w kierunku Kabulu. Z Kandaharu oddziały brytyjskie wyruszyły ostatecznie w czerwcu 1839 r. Dla zabezpieczenia miasta dowódca Armii Indusu musiał pozostawić jednak garnizon uszczuplając tym samym swoje główne siły. Od szybkości natarcia na Kabul zależały jednak losy całej kampanii afgańskiej. Gdyby Dostowi udało się na przejściach górskich zgromadzić wystarczające siły, to mogłyby one z łatwością zatrzymać nawet lepiej uzbrojone i dowodzone wojska angielskie. W połączeniu z podjazdową wojną jaką Afgańczycy zaczęliby w takiej sytuacji prowadzić na tyłach brytyjskiej armii mogło to doprowadzić do katastrofy. Chcąc uniknąć podobnej sytuacji gen. Keanerzucił do uderzenia całą kawalerię oraz piechotę z nielicznymi działkami górskimi. Cały ciężki sprzęt oblężniczy nakazał pozostawić w murach Kandaharu. Przez następny miesiąc żołnierze brytyjscy kontynuowali zatem swój marsz w głąb niegościnnego kraju o wyjątkowo surowej przyrodzie. Po drodze napotykali coraz liczniejsze podjazdy afgańskich jeźdźców atakujących z zaskoczenia. Afgańczycy konsekwentnie stosowali taktykę spalonej ziemi: palili nieliczne pola uprawne, zatruwali wodę w studniach. Wreszcie w lipcu 1839 r. czołówki Armii Indusu dotarły pod mury potężnej twierdzy Ghazni, które zawsze było bardzo ważnym miastem oraz punktem strategicznym Afganistanu. Wynikało to z faktu, że przez ten ośrodek miejski przechodził istotny szlak Kandahar-Kabul znacznie ułatwiający przerzut wojsk w kierunku stolicy oraz skrócenie linii zaopatrzeniowych. Brytyjczycy podobnie jak poprzedni najeźdźcy Afganistanu (m.in. Mongołowie) postanowili podporządkować sobie tą trasę. Dlatego musieli zdobyć samą twierdzę.
Okazało się to nie lada wyzwaniem. Główną przeszkodą były wysokie, liczące ponad 22 metry mury wzmacniane dodatkowo potężnymi stalowymi wrotami. Ponadto załogę twierdzy stanowiło 3,5 tys. doborowych żołnierzy afgańskich pod osobistym dowództwem starszego syna afgańskiego władcy, Hydera Chana. W każdej chwili dowódca Ghazni mógł też powołać pod broń dużą liczbę nieregularnych wojowników spośród mężczyzn zamieszkałych w mieście. Od pierwszych godzin styczności z twierdzą dowództwo angielskie wiedziało, że musi przypuścić frontalny atak. Nie było innego wyjścia, bo Anglicy nie posiadali ciężkich dział, a armaty górskie będące na ich wyposażeniu nie mogły zaś wyrządzić szkód potężnym ścianom z litego kamienia. W wyniku krwawej i bezpardonowej walki wręcz Anglicy zdobyli bramę wejściową do miasta i rozpoczęli natarcie w głąb miasta, które zdobyli ponosząc przy tym spore straty (200 zabitych wobec 500 po stronie afgańskiej).
Zdobycie Ghazni przyniosło Armii Indusu szkodliwe skutki. Po pierwsze utwierdziło zarówno żołnierzy jak i dowódców w przekonaniu, że są niepokonani. Po drugie, Anglicy zaczęli czuć się w tym kraju jak panowie zarządzający swoimi włościami. To z kolei doprowadziło do fatalnej polityki agresora, następstwem której miało być ogólnonarodowe powstanie uciskanej ludności. Wreszcie pod koniec lipca 1839 r. Brytyjczycy wkroczyli do Kabulu skąd uprzednio na północ Afganistanu uszedł dotychczasowy emir oraz jego administracja. Zaraz po wkroczeniu najeźdźcy uczynili monarchą własnego kandydata Szuję Szacha. Spotkał się on z lodowatym przyjęciem ze strony mieszkańców Kabulu, co jednak nie zaniepokoiło upojonych zwycięstwami Brytyjczyków. Afgański opór zszedł na razie do podziemia czekając stosownej chwili, by wypłynąć na powierzchnię. Najlepiej jednak całą sytuację po wejściu Anglików do afgańskiej stolicy skwitował gen. Keane. Podczas rozmowy z jednym z oficerów wypowiedział prorocze słowa: „Mogę tylko pogratulować panu, że opuszcza pan ten kraj, gdyż, proszę zapamiętać moje słowa, wkrótce wydarzy się tu jakaś wielka katastrofa”…Zaledwie po kilku dniach jakie upłynęły od zdobycia Kabulu, Brytyjczycy rozpoczęli budowę nowego ładu politycznego. Miał on opierać się na trzech zasadniczych filarach. Pierwszym był zainstalowany w stolicy Afganistanu satelicki rząd z Szują Szachem na czele. Był to konieczny zabieg polityczny,ponieważ Pasztunowie (najliczniejsza grupa etniczna zamieszkująca południowy Afganistan) nigdy nie uznaliby sformalizowanej władzy Anglików. Natomiast przyjmowanie łapówek i kolaborowanie z najeźdźcą wcale nie przeszkadzało pasztuńskim przywódcom. Kolejnym filarem angielskiej władzy były środki finansowe za pomocą których kupowali oni sobie względny spokój. W „kraju Pasztunów” było to niezbędne. Liczne góry odcinające od siebie poszczególne części Afganistanu sprawiały, że rozciągnięte linie zaopatrzeniowe agresora były łatwym celem dla górskich plemion. Dyskretnie rozdysponowane łapówki pozwalały uniknąć wielu nieoczekiwanych nieprzyjemności. Ostatni filar oświeconego panowania Anglików stanowiły podatki. Władcy mórz chcąc płacić górskim watażkom trybut oraz „żyć na poziomie” wprowadzili rygorystyczny system opodatkowania. Był on zresztą bardzo podobny do tego, który funkcjonował w ich koloniach np. w Indiach.
Zwycięska Armia Indusu została ulokowana poza Kabulem. Z jednej strony chodziło o utrzymanie szacunku dla nowego reżimu. Z drugiej strony, wpłynęła na to też nadmierna pewność siebie brytyjskiego sztabu. Utrzymywał on, że wojna jest już wygrana, a pacyfikacja nieskorych do posłuszeństwa niedobitków armii Dosta Mohammada to tylko kwestia czasu. Od początku okupacji Kabulu Anglicy pławili się w luksusie i zbytku. Powszednie stały się bale, koncerty, zawody w krykieta czy wyścigi konne. Zimą 1839/1840 do rozrywek doszła również jazda na łyżwach. Dla Afgańczyków był to nieznany dotąd i dziwny sport. Atmosfera przypominała błogi spokój panujący zazwyczaj przed potężną nawałnicą. Finansowanie rozpusty Anglików odbywało się kosztem ucisku fiskalnego Afgańczyków, coraz więcej chłopów popadało w skrajną biedę. Szuja Szach bardzo szybko stał się znienawidzonym tyranem utożsamiającym zależność afgańskiego królestwa od brytyjskiego najeźdźcy. Nie dochodziło jednak do prób wzniecenia powstania czy jakiejś innej formy oporu. Wynikało to z wielkiego wrażenia jakie na zwykłych Afgańczykach wywarły zwycięstwa Armii Indusu.
Z tym stanem rzeczy postanowił jednak skończyć jeden z najwybitniejszych afgańskich dowódców i polityków – Akbar Chan. Był on młodszym synem legalnego króla Afganistanu zaś po klęsce swojego ojca w pierwszej fazie wojny z Anglikami przejął inicjatywę polityczną. Od samego początku starał się doprowadzić do ogólnego powstania na ziemiach okupowanych, które miało być wsparte przez regularne wojska pod jego dowództwem. Będąc trzeźwo myślącym politykiem Akbar wiedział, że do takiej insurekcji potrzeba czasu oraz dogodnej sytuacji. Na początek postanowił złamać mit, według którego armia brytyjska była niezwyciężona. W tym celu zjednał sobie mułłów. Głosili oni od tego czasu antyangielskie i zarazem religijne mowy nawołujące do świętej wojny w imieniu Allaha o wyzwolenie spod innowierczych rządów. Muzułmańscy duchowni ogłosili również proklamację obwieszczającą, że każdy Pasztun zaopatrujący wroga w żywność, ubrania i broń nie jest godny miana prawdziwego muzułmanina. Wśród zwykłych Afgańczyków wywarło to piorunujące wrażenie. Zaczął się wśród nich rozwijać bierny sprzeciw wobec władz. Następnym posunięciem królewskiego syna była znaczna rozbudowa armii na północy emiratu. Wykorzystał do tego umowy z carską Rosją na sprzedaż broni do Afganistanu. Dodatkowo Anglikom przez przypadek udało się zatrzymać Mohammada Dosta, przez co ich czujność została uśpiona. Akbar miał też trochę szczęścia, gdyż nowy premier Wlk. Brytanii - Robert Peel musiał się zmierzyć z gigantycznym deficytem budżetowym oraz narastającą recesją gospodarczą. Zdecydował się drastycznie ograniczyć wydatki państwa, wśród nich jedną z głównych pozycji stanowiły wydatki na interwencję w Afganistanie oraz na łapówki płacone współpracującym z nimi dotychczas afgańskim watażkom. Ci ostatni zareagowali z wściekłością, zmienili całkowicie front i odcięli Anglikom drogi zaopatrzenia idącego w karawanach z Indii. Odtąd lądowa łączność brytyjskiego korpusu ze światem była możliwa jedynie przez niegościnne pustynie południowego Afganistanu. Był to wyjątkowy prezent dla Akbara. Dodatkowo nowy głównodowodzący Armii Indusu - Elphistone okazał się kiepskim i schorowanym dowódcą.
Wszystkie te wydarzenia spowodowały, że sytuacja okupantów brytyjskich i ustanowionego przez nich rządu zaczęła się istotnie pogarszać. Żaden Anglik czy kolaborant Szuji Szacha nie czuł się bezpiecznie na ulicach Kabulu. Impulsem, który zapoczątkował rewolucję był atak tłumu w Kabulu na posiadłość zajmowaną przez Aleksandra Burnesa. Doszło do tego w listopadzie 1841 r. W ten sposób ludzie dali upust swemu niezadowoleniu wynikającemu z rządów brytyjskich mocodawców. Po otoczeniu domu i zabiciu ochroniarzy Anglika miejski motłoch zaczął domagać się jego głowy. Afgańczycy byli przekonani nie bez racji, że główną odpowiedzialność za brytyjską inwazję na ich kraj ponosi właśnie Burnes. Zdołał on wymknąć się obławie, jednak na ulicach miasta został rozpoznany i dosłownie rozszarpany. Zbuntowany plebs nie przepuścił nawet dziewczętom z haremu winowajcy – wszystkie wymordowano.
Zamieszki błyskawicznie rozszerzyły się po całym Kabulu. Nie pomogła nawet interwencja zawodowych żołnierzy, wysłanych do opanowania sytuacji przez samego Szuję Szacha. Po krótkiej walce zostali oni zmuszeni do ucieczki z powodu przewagi liczebnej napierającego tłumu. W wyniku tej potyczki rebelianci faktycznie zyskali władzę nad miastem, zaś lojaliści zostali zepchnięci do cytadeli Bala Hissar (głównej kabulskiej twierdzy), która stała się ich ostatnim bastionem. Spodziewanych efektów nie przyniosła również spóźniona reakcja Brytyjczyków. Na wieść o ich wkroczeniu do miasta zbuntowani mieszkańcy po prostu rozpierzchli się wśród niezliczonych miejskich uliczek. Przerażony wizją walki z niewidocznym i dobrze przygotowanym do walki nieprzyjacielem gen. Elphistone nakazał wycofanie wojsk z Kabulu. Był to fatalny błąd. W przyszłości miał on zaowocować klęską Anglików nie tylko w tej bitwie, ale i w całej wojnie. Akbar Chan nie zwlekał. Błyskawicznie wyraził swoją aprobatę dla powstania. Wiedział, że aby stać się głównym przywódcą buntu oraz móc rozdawać karty w powojennej grze politycznej musi trzymać rękę na pulsie. Z tego powodu już w kilka dni po rozpoczęciu rebelii w Kabulu rozpoczął on żmudny proces korumpowania wodzów powstania. Tych zaś, których nie udało mu się przekupić zastępował własnymi ludźmi. W taki właśnie sposób stopniowo stał się liderem wszystkich Pasztunów walczących z Brytyjczykami i ich poplecznikami. Ukoronowaniem jego starań było faktyczne przejęcie władzy nad ugrupowaniami rebeliantów oraz wkroczenie do Kabulu (listopad 1841 r.) wraz z sześcioma tysiącami zaciężnych wojowników.
Położenie Armii Indusu było fatalne jeszcze na długo przed przybyciem Akbara. W dzień po wycofaniu się Anglików ze stolicy partyzanci rozpoczęli oblężenie ich podmiejskiego obozowiska. Już w czasie pierwszych walk obrońcy zostali odcięci od składów zaopatrzenia co spowodowało znaczne obniżenie racji żywnościowych (początkowo tylko dla żołnierzy hinduskich). Bardzo szybko zaczęły się też kurczyć zapasy amunicji. Skłoniło to gen. Elphistone’a do rozpoczęcia rokowań z wrogiem. Wolał on jednak prowadzić potajemne negocjacje z powstańczymi hersztami licząc na to, że przynajmniej część z nich uda mu się odciągnąć od insurekcji. Ośmieleni bezczynnością nieprzyjaciela Afgańczycy zaczęli poczynać sobie coraz odważniej. Dniami i nocami bez przerwy prowadzili zaciekłe szturmy brytyjskich pozycji. Natarcia prowadzili według ujednoliconego systemu taktycznego. Polegał on na zsynchronizowanych ze sobą uderzeniach piechoty i kawalerii. Najpierw do ataku ruszali jeźdźcy, za którymi na grzbietach końskich siedzieli piechurzy z naładowanymi muszkietami. Gdy jazda znalazła się w bezpośredniej bliskości nieprzyjaciela, wysadzała ów desant w następnej kolejności atakując najsłabsze pozycje przeciwnika. W tym czasie piechurzy ustawiając swoją broń palną na stojakach oddawali salwy. Po wykonaniu zadania strzelcy pod osłoną kawalerii wycofywali się na bezpieczne tyły, gdzie mogli w spokoju przeładować samopały. Anglicy z największym trudem odpierali atak za atakiem, głównie dzięki bateriom dział dobrze ulokowanych na pobliskich wzgórzach. Jednak już w połowie listopada utracili te stanowiska, w wyniku niespodziewanego nocnego ataku Afgańczyków. Armia brytyjska została też całkowicie odcięta od dostaw żywności, co wywołało w ich szeregach nieznośny głód. Aby wyżywić siebie i swoje rodziny żołnierze musieli zabić większość zwierząt pociągowych, natomiast kawalerzyści w celu utrzymania przy życiu swych rumaków byli skazani na śmiałe wypady po paszę za linię wroga. Na początku grudnia sytuację skomplikowały dodatkowo pierwsze opady śniegu.
Z powodu tragicznego położenia armii, przerażeni wizją jej zagłady, Anglicy rozpoczęli pertraktacje. Pod koniec grudnia delegacja brytyjska udała się na rokowania pokojowe z Akbarem Chanem. Nigdy jednak z niego nie powróciła. Została w całości zamordowana z pistoletu, który był darem dla Akbara. Powodem były wcześniejsze konszachty Anglików z plemiennymi wodzami, z których afgański książę bardzo dobrze zdawał sobie sprawę. Ciała nieszczęśników zostały poćwiartowane, a następnie wystawione na widok publiczny.
Gen. Elphistone, chcący już tylko zgody na bezpieczny odwrót do Indii, nie wiedział co począć. W tym momencie w sukurs przyszedł mu Eldred Pottinger. Dawny obrońca Heratu przeciw Rosjanom był jednym z oficerów w sztabie armii, znalazł się tam po barwnej przygodzie w Kohistanie, gdzie był komisarzem politycznym. Po wybuchu powstania wycofał się jednak do Czarikaru (miasto w środkowym Afganistanie) gdzie wraz z oddziałem złożonym głównie z Gurkhów udało mu się wytrzymać czternastodniowe oblężenie. Tam został również poważnie ranny w nogę i ku swojej rozpaczy ewakuowany przez swych podkomendnych do stolicy. Zaraz po przybyciu został mianowany na miejscu wyższym sztabowcem. Po fiasku pierwszych rozmów pokojowych zgodził się zostać nowym emisariuszem Armii Indusu. Dzięki wielkiemu poważaniu oraz szacunkowi jakim darzyli go Pasztunowie nie tylko powrócił do obozu cały i zdrów, ale też zdołał zawrzeć rozejm. Wkrótce miało się okazać, że w swych skutkach był on jeszcze bardziej zgubny niż klęska Brytyjczyków w bitwie o Kabul.
Zgodnie z porozumieniem 4,5 tys. żołnierzy brytyjskich, którzy pozostali przy życiu oraz 12 tys. cywili (w dużej części Afgańczyków bojących się zemsty swoich ziomków za współpracę z najeźdźcą) wyruszyło w stronę granicy. Po 3 dniach wyczerpującego marszu w mrozie i nasilającej się zadymce na przełęczy Chord Kabul niedaleko Dżalalabadu kolumna wpadła w zasadzkę. Wszyscy zostali wymordowani prócz jednego człowieka. Był nim lekarz William Brydon, którego puszczono wolno, by ku przestrodze opowiedział o tej rzezi. Z masakry ocalało jeszcze 115 brytyjskich oficerów, w tym gen. Elphinstone, jednak wszyscy zmarli w niewoli. To dlatego Anglicy podsumowując w XIX w. historię Afganistanu nazwali go „cmentarzem imperiów”.
Chcąc pomścić poniesioną klęskę, latem 1842 r. do Afganistanu wkroczyły aż dwie brytyjskie armie. Bez trudu zdobyły Kabul, po czym przez kolejne dni grabiły miasto. Po tym pokazie siły rząd premiera Peela nie zamierzał ryzykować wikłania się w długoletnią wojnę partyzancką i już jesienią 1842 r. wycofał swoje armie do Indii. Natomiast na tron emira Afganistanu powrócił Dost Mohammad i władał całym krajem aż do śmierci w 1863 r.
Wkrótce potem, w ramach szerszego planu poszerzenia swoich wpływów na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej Afganistanem ponownie zaczęła się interesować Rosja. Po wojnie z Turcją (1877) Imperium Osmańskie zaczęło się sypać, co spotkało się z interwencją Wlk. Brytanii i Francji. W efekcie car Aleksander III został zmuszony do oddania zdobyczy na Bałkanach. Wówczas car zawiązał sojusz z emirem Afganistanu Szer Ali Chanem, synem Dost Mohammada i posłał swojego stałego przedstawiciela do Kabulu. Zaalarmowany tym brytyjski premier Disraeli napisał w liście do królowej Wiktorii, iż należy pilnie „oczyścić Azję Środkową z Rosjan i odrzucić ich aż do Morza Kaspijskiego”. Anglicy bowiem obawiali się, że armia carska pomaszeruje przez Afganistan na Indie. W 1878 r. wojska brytyjskie znowu pomaszerowały na Kabul, zdobyły miasto bez trudu jak poprzednim razem, a w miejsce Szer Ali Chana wstawili jego syna Muhammada Jakub Chana, który w zamian za tron ochoczo zgodził się na współpracę z nimi. Ponadto w traktacie podpisanym w 1879 r. nowy emir oświadczył, iż „Jego Wysokość Emir Afganistanu zgadza się prowadzić swoje stosunki z państwami zagranicznymi zgodnie z radą i życzeniem rządu brytyjskiego. Jego Wysokość Emir nie będzie wchodzić w żadne porozumienia z obcymi państwami i nie będzie walczyć przeciwko żadnemu obcemu państwu, chyba że za zgodą rządu brytyjskiego”. Aż dziw bierze, że Anglicy wpadli na pomysł podpisania tak żenującego i obraźliwego dla Afgańczyków dokumentu, którego przestrzegania miał pilnować Louis Cavagnari, brytyjski poseł w Kabulu. Wkrótce stał się on wraz z emirem Afganistanu najbardziej znienawidzonym człowiekiem w kraju. Jeszcze w tym samym roku część żołnierzy emira wszczęła rebelię. Zaczęto ją od zdobycia rezydencji Cavagnariego, którego zabito razem ze wszystkimi współpracownikami. Przerażony emir uciekł z Kabulu do niedalekiego brytyjskiego obozu wojskowego, gdzie wkrótce zmarł.
Przez następny rok największe i najpotężniejsze imperium ówczesnego świata nie potrafiło pokonać powstańców. W dużej bitwie pod Maiwand (1880) dwie brygady brytyjskie zostały rozbite przez afgańskich partyzantów dowodzonych przez samozwańczego emira Mohammada Anubis Chana. Sytuacja stała się patowa. Po raz kolejny Anglicy kontrolowali miasta, lecz prowincją władali partyzanci. W takich warunkach doszło do negocjacji. Brytyjczycy zgodzili się, by emirem został wnuk Dost Mohammada - Abdur Rahman Chan, który z kolei przystał na odnowienie traktatu pokojowego, uznającego prawo Wlk. Brytanii do wpływania na politykę zagraniczną Afganistanu. Usatysfakcjonowani tym bardziej propagandowym niż realnym sukcesem Brytyjczycy wycofali swoje wojska do Indii. Z kolei Rosja, której interesom zaczęły zagrażać Japonia, Niemcy i Austro - Węgry, szukała zbliżenia z Wlk. Brytanią, za sojusz oferując rezygnację z ekspansji w Azji Środkowej. Dzięki temu sojuszowi z rozsądku przez następne 100 lat Afganistan funkcjonował we względnym spokoju i przestał działać na wielkie mocarstwa niczym magnes.
Po upadku w XX w. Imperium Brytyjskiego, jego miejsce usiłował zająć Związek Sowiecki. Ani rewolucja bolszewicka w 1917 r., ani koniec brytyjskich rządów kolonialnych w Indiach, nie zmieniły geopolitycznego znaczenia Afganistanu. W 1919 r., kiedy Afgańczycy ogłosili niepodległość, Związek Sowiecki stał się pierwszym krajem, który nawiązał stosunki dyplomatyczne z Afganistanem, który z kolei był jednym z pierwszych, które formalnie uznały rząd bolszewicki Lenina. W kolejnych dziesięcioleciach ZSRS udzielał neutralnemu Afganistanowi pomocy zarówno gospodarczej, jak militarnej. Kiedy w wyniku dekolonizacji kolejnych terytoriów upadło po II Wojnie Światowej imperium brytyjskie, Afganistan nie przestawał być ważnym, strategicznym punktem na mapie Azji. Sowieci wyciągnęli właściwe wnioski z blamażu Anglików w XIX w., kiedy Pasztuni, Uzbecy i Tadżykowie najpierw wpuszczali najeźdźców, dając im złudzenie łatwego zwycięstwa, po czym ich wykrwawiały i zmuszając do ucieczki, sprawiały Anglikom haniebne lanie. Rosjanie natomiast początkowo wyciągali wnioski z klęski Anglików i zamiast dokonywać inwazji wspierali Afgańczyków pieniędzmi, łapówkami, dostawą broni i dyplomacją. Podobnie zachowywali się po 1917 r. bolszewicy a później Sowieci, wszechstronnie wspierając sąsiednią monarchię. Jak to komuniści, nie robili tego bezinteresownie. W sowieckich uczelniach wojskowych kształciło się ponad 3 tys. Afgańczyków, podobnie było na uczelniach cywilnych. Większość absolwentów przesiąkła duchem komunizmu, co skutkowało utworzeniem Ludowo-Demokratycznej Partii Afganistanu (LDPA), która wkrótce rozpadła się na dwie frakcje. Pierwsza dążyła do bolszewickiego totalitaryzmu, a druga bardziej umiarkowana nie różniła się celem, tylko metodami. Głosiła, że Afgańczycy nie są jeszcze gotowi na komunizm i potrzebują dłuższej indoktrynacji.
Za rządów Breżniewa Sowieci prowadzili intensywną ekspansję w Afryce i na Bliskim Wschodzie, rozszerzając swoje wpływy na kolejne państwa. Wkrótce w orbicie zainteresowań Moskwy znalazł się też Afganistan. Na wyzwania geopolityczne próbował zareagować król Mohammad Zaher Szah, który zainicjował program reform. M.in. wprowadził konstytucję, modernizował gospodarkę, a nawet nadał prawa kobietom. Zamiast jednak cywilizacyjnego skoku ze średniowiecza w XX w., sprowokował jedynie społeczny rozłam.
Feudałowie wraz z muzułmańskim duchowieństwem uznali te reformy za wojnę z islamem, a prosowiecka LDPA była niezadowolona z ich powolnego tempa. Gdy w 1973 r. król udał się z wizytą do Rzymu, jego kuzyn, a zarazem premier, Mohammad Daud dokonał zamachu stanu. Ogłosił Afganistan republiką, a następnie szybko wszedł w rolę krwawego dyktatora. Uruchomił spiralę eskalacji, w której zbrojne powstania przeplatały kolejne zamachy stanu. Daud, krwawo pacyfikując zarówno islamistów, jak i lewicowych radykałów, zwrócił się o pomoc do Sowietów, skąd szybko popłynęły dostawy broni. Równocześnie próbował dokonać prozachodniego zwrotu, intensyfikując kontakty z USA oraz szachem Iranu Rezą Pahlavim.
Gra na kilku fortepianach równocześnie nie mogła skończyć się dobrze. W kwietniu 1978 r. komuniści z LDPA zamordowali Dauda i jego rodzinę, ogłaszając Afganistan republiką socjalistyczną. W praktyce władzę przejęła frakcja bardziej umiarkowana LDPA, na czele której stali Taraki i Amin, którzy natychmiast rozprawili się z partyjną konkurencją z Babrakiem Karmalem na czele. Ten ostatni - zadeklarowany marksista i bolszewik - uratował swoje życie uciekając do Czechosłowacji, gdzie został ambasadorem. Rządy wspieranego przez Sowietów LDPA nie spodobały się mieszkańcom Heratu i ci pierwsi wszczęli bunt. Na rozkaz Breżniewa największe miasta prowincji zbombardowało wówczas sowieckie lotnictwo, zabijając kilkanaście tysięcy cywili. Drugie tyle wymordowała kończąca pacyfikację afgańska armia, co tylko podsyciło wojnę domową. W efekcie znienawidzonego przez wszystkich Tarakiego zamordował jego zastępca Amin i wszczął wobec islamistów i marksistów terror jeszcze okrutniejszy niż Daud. Wg. szacunków ONZ łączna liczba Afgańczyków zamordowanych przez reżim Amina wyniosła ok. 45 tys. osób. W masowych egzekucjach ginęli właściciele ziemscy, duchowni islamscy, członkowie laickiej opozycji, wreszcie członkowie rad starszyzny, niezwykle ważnych w klanowo-etnicznej strukturze społecznej. Z kraju uciekło ponad 600 tys. osób. Tymczasem mimo represji spod kontroli Kabulu wychodziły kolejne prowincje.
Oznaczało to prawdziwe kłopoty dla Sowietów. Agenci KGB donieśli bowiem, że Amin w starym afgańskim stylu podjął negocjacje z przywódcami zbuntowanych plemion na północy kraju oraz co gorsze z wysłannikami Waszyngtonu. Wszystko wskazywało na to, że Amin chce osiągnąć porozumienie, a następnie przy wsparciu USA wyrwać się spod protektoratu sowieckiego. Szefa KGB Andropowa najbardziej niepokoiło, iż po odwróceniu sojuszy Amerykanie mogą ulokować w Afganistanie, tuż przy granicy z ZSRS, swoje bazy wojskowe. Zaczął zatem przekonywać członków Biura Politycznego i tracącego kontakt z rzeczywistością Breżniewa do uderzenia prewencyjnego. I niestety pamięć historyczna o smutnych losach Anglików sprzed 150 lat poszła w zapomnienie.
Ponadto pod koniec lat 70-tych XX w. ogromnie wzrosło napięcie międzynarodowe. W odpowiedzi na sowieckie systemy SS-20 USA rozmieściły w Europie Zach. rakiety balistyczne Pershing 2 oraz pociski samosterujące Cruise. W sąsiednim Iranie natomiast rewolucja szyicka obaliła prozachodniego szacha Iranu. Co prawda Iran przestał być amerykańskim filarem bezpieczeństwa w regionie, jednak widmo rozprzestrzeniania się islamskiej rebelii do niestabilnego Afganistanu groziło zainfekowaniem sowieckich republik Azji Środkowej.
Komuniści moskiewscy stanęli zatem wobec pytania, jak mają zareagować w Afganistanie. Klęski brytyjskie i niedawna klęska amerykańska w Wietnamie sugerowały, by nie interweniować zbrojnie. Taka opcja przeważała do 1979 r. Wówczas Gromyko (minister spraw zagranicznych) z Ustinowem(ministrem obrony) zmienili zdanie i zgodzili się z rekomendacją Andropowa, stając się rzecznikami wojskowej inwazji na Afganistan. Ten triumwirat argumentował, że zajęcie Afganistanu poprawi bezpieczeństwo Związku Sowieckiego, wskazując przykłady Węgier w 1956 r. i Czechosłowacji w 1968 r., kiedy armia sowiecka błyskawicznie zdławiła niepodległościowe zrywy w obu krajach. Ponadto rezydentura KGB w Kabulu już raz przegapiła spisek Aminą wymierzony w Tarakiego. Dalsze wzajemnie wyrzynanie się promoskiewskich frakcji groziło utratą kontroli nad wydarzeniami i wejściem Afganistanu w orbitę Zachodu.
Twardym przeciwnikiem interwencji okazał się premier Kosygin. Jako jedyny wskazywał na negatywne skutki związane z ryzykiem długotrwałej wojny. Zapłacił zresztą za to dymisją. Kosygin miał rację, gdyż słusznie przewidział reakcję USA, w interesie których było sprowokowanie Sowietów do uderzenia na Afganistan. Amerykanie obawiali się rozszerzenia sowieckiej strefy wpływów nie tylko na Iran, ale też monarchie Zatoki Perskiej. A to już stanowiło śmiertelne niebezpieczeństwo dla USA przejęcia przez Sowietów strategicznych źródeł ropy naftowej. Ponadto Amerykanie chcieli się odegrać na Moskwie za pomoc Hanoi, co odegrało sporą rolę w ich klęsce w Wietnamie. Wielu historyków uważa, że negocjacje z Daudem, a potem Aminem były grą dyplomatyczną i wywiadowczą USA mającą sprowokować ZSRS do inwazji. Taki scenariusz potwierdził w trochę zawoalowany sposób Zbigniew Brzeziński, doradca Cartera d/s bezpieczeństwa. Powiedział on: „Nie popchnęliśmy Sowietów do wojny afgańskiej, ale znacząco zwiększyliśmy takie prawdopodobieństwo”. Z kolei ówczesny szef CIA Gates ujawnił, że agencja uruchomiła pomoc dla opozycji afgańskiej 6 miesięcy przed inwazją, a nie w 1980 r.
Ostatecznie Biuro Polityczne sowieckiej partii komunistycznej podjęło 29 czerwca 1979 r. decyzję wysłania do Afganistanu oddziału GRU (wywiadu wojskowego) składającego się z ok. 500 osób w uniformach niezdradzających ich przynależności do sowieckich sił zbrojnych. Już wtedy zatem używani byli przez Sowietów do operacji specjalnych „zielone ludziki”. W ramach operacji o kryptonimie „Sztorm-333” jednostka Specnazu została dyskretnie przerzucona do Kabulu pod koniec grudnia 1979 r. Po 4 dniach sowieccy komandosi rozpoczęli szturm na pałac prezydencki, gdzie rezydował Amin. Pałacu broniło prawie 2,5 tys. żołnierzy wspieranych bronią pancerną. W starciu ze Specnazem okazali się jednak bezradni. Opancerzone transportery sowieckie przebiły się przez zasieki do budynku, gdy w tym samym czasie inny oddział niszczył granatnikami kolejne czołgi. W pałacu Sowieci zabijali każdego, kogo napotkali. Nie wiadomo, jak zginął prezydent Amin, potwierdzone zostało jedynie, że następnego dnia jego zwłoki zawinięto w dywan i pochowano w zbiorowej mogile, w której znalazło się też ponad 1 tysiąc innych ciał, w tym dwóch synów Amina. Młodszy miał zaledwie 5 lat. Jeszcze w czasie szturmu na pałac, granicę afgańską przekroczyły kolejne dywizje sowieckie. Rosjanie opanowali lotnisko w Kabulu i bazę lotniczą w Bagram.
Wojska sowieckie nadspodziewanie łatwo zajęły Afganistan, równie szybko osadzili też na fotelu prezydenta pospiesznie ściągniętego z Pragi Babraka Karmala. Jednak chwilę później wszystko zaczęło się toczyć niemal identycznie jak w XIX w., gdy Afganistan nieskutecznie okupowali Brytyjczycy. Weteran z Afganistanu, słynny gen. Lebiedź przyznał po latach, że Sowieci nie radzili sobie z afgańskimi wojownikami, szczególnie w górzystym terenie, zaskakująco skuteczny był afgański wywiad. Przez kolejne lata armia sowiecka stoczyła szereg potyczek, przeważnie przegranych z oddziałami mudżahedinów, którzy stopniowo przejmowali kontrolę nad prowincją. Z kolei by utrzymać duże miasta, Sowieci musieli stale powiększać kontyngent wojskowy. W drugiej połowie lat 80-tych liczył on ponad 150 tys. żołnierzy.
Skutkiem przejęcia władzy przez Karmala była masowa dezercja korpusu oficerskiego sympatyzującego z zamordowanym Aminem. Zawodowa kadra wojskowa składała się głównie z Pasztunów. Sowieci, którzy wkroczyli do Afganistanu w nadziei na odegranie stabilizującej roli arbitra, szybko przekonali się, że umiarkowana frakcja LDPA nie ma żadnego poparcia społecznego, z wyjątkiem Kabulu. Za to inwazja sowiecka wygasiła różnice etniczne i afgańskie konflikty interesów, jednocząc opozycję w ruch mudżahedinów, czyli wojowników świętej wojny z Sowietami, których nazywali oni Szurawi.
W tym samym czasie USA Reagana zwiększyły istotnie pomoc dla powstańców afgańskich. Oprócz broni i amunicji przedmiotem dostaw były nowoczesne systemy łączności, raporty wywiadowcze CIA oraz słynne ręczne wyrzutnie rakiet Stinger. W starciach z rosyjskimi śmigłowcami szturmowymi wykazywały się one niezwykłą skutecznością. Już na przełomie 1979/1980 w Pakistanie pod patronatem Amerykanów szkoliło się ok. 35 tys. uzbrojonych bojowników. Reprezentowali oni różne partie i nurty polityczne, ale walczyli wspólnie z tym samym okupantem oraz jego kolaborantami. Nad całym antysowieckim ruchem oporu polityczny patronat przejęły USA, które zwiększyły pomoc wojskową do kwoty 3 mld. USD. Drugie tyle dołożyły naftowe monarchie Zatoki Perskiej. Do pomocy dokładały się też Iran i Chiny. Pomoc była koordynowana przez CIA we współpracy z wywiadem brytyjskim MI16 oraz pakistańskim ISI (Inter-Services Intelligence). Tym samym Afganistan stał się areną starcia regionalnych i globalnych mocarstw. Nawet rosyjscy historycy podkreślają, że Moskwa przegrała interwencję afgańską z chwilą, gdy obecność sowieckiej armii przedłużyła się o więcej niż kilka tygodni.
Początkowo Sowieci spotkali się z neutralnym czy wręcz pozytywnym przyjęciem Afgańczyków, którzy witali ich z nadzieją na zakończenie terroru i chaotycznych reform niszczących tożsamość narodową. Kolaboranckie władze afgańskie okazały się jednak wyjątkowo nieudolne. Prosowiecki Karmal forsował bolszewicką politykę depczącą tradycje kulturowe i religijne prostych Afgańczyków, z których blisko 90% było analfabetami. Podobnie jak Irańczycy wobec USA szybko się oni przekonali, że Związek Sowiecki to inkarnacja szatana, który chce zniszczyć islam. Dlatego pierwsze walki z armią sowiecką rozpoczęły się już wiosną 1980 r.
Nie panując nad sytuacją i ponosząc ogromne straty Sowieci bez większych sukcesów próbowali porozumieć się z mudżahedinami. Pod koniec 1986 r. zdecydowali się nawet zastąpić bezwolnego wykonawcę swoich poleceń Karmala bezpartyjnym Czamkanim, który wkrótce decyzją Gorbaczowa został wymieniony na dużo zręczniejszego szefa tajnej policji KHAD Nadżibullaha. Skuteczność tych ruchów była podobna do wymieniania kolejnych emirów przez Brytyjczyków, czyli żadna. Nawet gdy Nadżibullah w ramach pojednania narodowego ogłosił amnestię i zaproponował opozycji udział we władzy oraz zwrócił mułłom skonfiskowane majątki, spikerzy Radia Koran zaczęli regularnie recytować Koran, a komuniści ogłosili Afganistan republiką islamską (!), partyzanci nie zamierzali iść na układy. Co gorsze, rządowa armia afgańska przegrywała dosłownie wszystkie potyczki z mudżahedinami. Dlatego cały ciężar stawiania czoła rebelii brali na siebie żołnierze sowieccy, masowo ginący w walce z przeciwnikiem dozbrajanym przez Amerykanów.
Gdy zatem Związkowi Sowieckiemu zaczęło brakować pieniędzy na dalsze prowadzenie wojny, która kosztowała ZSRS ponad 100 mld. USD, w kwietniu 1988 r. Gorbaczow ostatecznie skapitulował. Podpisane w Genewie porozumienie z USA, Pakistanem i marionetkowym rządem afgańskim stanowiło, że sowiecki kontyngent wojskowy opuści Afganistan do 15 lutego 1989 r. W sowieckiej interwencji w latach 1979-1988 straciło życie nawet ok. 1,5 mln. cywilów oraz 125 tys. żołnierzy wszystkich stron konfliktu. 3 mln. cywilów uciekło z kraju. Gospodarka Afganistanu popadła w ruinę, kraj zamienił się w światowego eksportera narkotyków, a Związek Sowiecki wkrótce rozpadł się. Symbolem lat 80-tych XX w. w Związku Sowieckim stał się Gruz-200, czyli transporty cynkowych trumien z ciałami zabitych żołnierzy. Moskwa przyznała się do śmierci 15 tys. żołnierzy, ale nieoficjalnie mówi się o 50 tys. Kolejne 400 tys. odniosło rany lub przeszło choroby, takie jak psychiczny syndrom stresu bojowego. Nic zatem dziwnego, że jednym z tragicznych skutków inwazji była ucieczka w narkotyki dziesiątkująca młode pokolenie Sowietów na równi z alkoholizmem.
Mudżahedini, którzy przez wszystkie lata interwencji sowieckiej byli wspierani przez USA, nie byli stroną podpisanego porozumienia w Genewie, dlatego nie zaakceptowali jego treści. Wojna domowa, pomimo wycofania Sowietów, w Afganistanie trwała nadal, tym razem z reżimem wspieranego wcześniej przez Sowietów Nadżibullaha. Porzucony przez swoich przegranych protektorów Nadżibullah zdołał jakimś cudem utrzymać władzę w Kabulu aż do kwietnia 1992 r., kiedy jego generałowie przeszli na stronę oblegających stolicę mudżahedinów, którzy doprowadzili do islamizacji kraju. Przejęcie przez nich władzy doprowadziło do wybuchu kolejnego, wieloletniego konfliktu, którego pokłosie obserwujemy w Afganistanie do dzisiaj.
Mudżahedini z kolei zostali pokonani 4 lata później przez talibów - prawdziwych arbitrów i zwycięzców konfliktu afgańskiego. Był to ruch polityczny i zbrojny uczniów szkół koranicznych, za plecami którego stoi Pakistan. W 1996 r. pod hasłem powrotu do źródeł islamu, traktowanych jako recepta pokoju, talibowie rozbili mudżahedinów, zajmując Kabul, schwytali ukrywającego się dotąd w siedzibie przedstawicielstwa ONZ Nadżibullaha. Jego publiczna egzekucja zbiegła się w czasie z udzieleniem gościny prowadzącemu krucjatę przeciwko USA Osamie bin Ladenowi. Wychowani w obozach dla uchodźców bądź na froncie talibowie ogłosili światu swój cel: odnowę moralną Afganistanu i stworzenie państwa islamskiego na kształt tego z czasów proroka Mahometa. Matecznikiem talibów było południe kraju, z Kandaharem. Ugrupowanie fundamentalistów, rozprawiając się z powojenną anarchią, szybko zdobywało poparcie na ziemiach zamieszkanych przez Pasztunów, nieufnych wobec dominacji Tadżyków skupionych wobec prezydenta Rabbaniego i słynnego komendanta z czasów wojny z Sowietami – Masuda. Niewątpliwie ogromną rolę w szybkiej ekspansji talibów odegrały pakistańskie służby specjalne. Tradycyjnie Pakistan dążył do zdobycia wpływu i obsadzenia swoimi ludźmi kabulskiego ośrodka władzy. Talibom od początku pomagały też fundamentalistyczne monarchie znad Zatoki Perskiej. To z tego kierunku w większości rekrutowali się zagraniczni wojownicy, którzy po wygranej wojnie z Sowietami pozakładali w Afganistanie ośrodki szkoleniowe dla różnej maści dżihadystów.
We wrześniu 1996 r. talibowie, kontrolujący 30% powierzchni Afganistanu, zajęli Kabul i ogłosili powstanie rządu Islamskiego Emiratu. Na jego czele stanął jednooki mułła Omar. Rząd ten uznały tylko Pakistan, Arabia Saudyjska, ZEA i separatystyczne władze Czeczenii Dżohara Dudajewa. Reszta świata za legalną władzę uznawała wypędzonego z Kabulu prezydenta Rabbaniego. Pod koniec lat 90-tych XX w. talibom, dysponującym ok. 110 tys. fanatyków, opór stawiał już tylko wspierany przez Iran i Rosję Sojusz Północny Masuda. Fundamentaliści błyskawicznie podbijali resztę kraju i wprowadzili prawo kanoniczne szariatu. Kobiety kazali zasłonić burkami, za używanie internetu, puszczanie latawców czy słuchanie muzyki groziły surowe kary. Cudzołóstwo, homoseksualizm oraz handel narkotykami karano śmiercią. Równocześnie jednak talibowie nie tylko tolerowali, ale wręcz wspierali na kontrolowanych przez siebie terytorium produkcję heroiny, która szła w świat. Prześladowanie etnicznych i religijnych mniejszości sięgnęły zenitu. W zamieszkałej przez mniejszość chazarską prowincji Chazaradżat talibowie wywołali sztuczny głód. Talibański minister kultury Dżamal osobiście rozbijał młotem figury przedstawiające Buddę w kabulskim Muzeum Narodowym. W 2001 r. świat obiegły zdjęcia dwóch gigantycznych starożytnych posągów Buddy w Bamjanie, które zostały zniszczone pociskami artyleryjskimi wystrzelonymi przez czołgi. Jednocześnie talibowie eksportowali swoją rewolucję – szkoleni przez nich fundamentaliści siali zamęt też w postsowieckiej Azji Mniejszej, muzułmańskiej części Chin, Pakistanie i indyjskim Kaszmirze. Docierali także do Czeczenii, Afryki Płn., a nawet na Filipiny – wszędzie tam, gdzie islamiści chcieli obalać rządy i budować muzułmański kalifat. Ale największe zaniepokojenie społeczności międzynarodowej budziło tolerowanie przez talibów na swoim terytorium obozów szkoleniowych Al-Kaidy Osamy bin Ladena – innego weterana wojny afgańsko-sowieckiej.
9.11.2001 r. dwóch terrorystów przysłanych przez bin Ladena przybyło do doliny Pandższiru – matecznika Masuda. Podając się za algierskich dziennikarzy, dotarli do kwatery Masuda i zdetonowali ładunek ukryty w kamerze. Eksplozja śmiertelnie raniła słynnego Lwa Pandższiru. Gdy 2 dni później 11 września 2001 r. Al-Kaida przeprowadziła atak na USA niszcząc wieże WTC w Nowym Jorku, George W. Bush podjął decyzję, że USA muszą zająć Afganistan. Zginęło 3 tys. niewinnych ludzi. Do zamachu z satysfakcją przyznał się bin Laden, niegdyś wspierany przez USA, a teraz walczący z obecnością wojskową Amerykanów w krajach Zatoki Perskiej. Mułła Omar postawił na szali autorytet talibów i odmówił wydania banity, który był jego gościem i sponsorem. Bush chciał w ten sposób dać pokaz siły, zniszczyć obozy szkoleniowe Al-Kaidy oraz unicestwić bin Ladena.
Inwazja amerykańskich wojsk, wspieranych przez sojuszników z NATO, w tym Polski, rozpoczęła się już w październiku 2001 r. Podobnie jak w przypadku Anglików i Sowietów przebiegała na początku bardzo efektownie. Górzysty Afganistan został opanowany w błyskawicznym tempie. Amerykanie nowym premierem, a następnie prezydentem uczynili politologa wychowanego i wykształconego w USA - Hamida Karzaja. Dobrzec znający Zachód Karzaj miał pomóc w demokratyzowaniu znów podbitego przez obcych kraju. Amerykanie niepomni historii Afganistanu byli przekonani, że skoro wszystko idzie łatwo, ich plany z pewnością się powiodą. Stało się jednak inaczej, tzn. jak zawsze.
Amerykańskie wojska prowadziły w Afganistanie interwencję w ciągu 20 lat (za kadencji Busha, Obamy, Trumpa i Bidena), co uczyniło ją najdłużej trwającą misją wojsk amerykańskich poza terytorium USA. Szybkie pokonanie talibów nie gwarantowało oczywiście sukcesu całej operacji. W latach 2002-2006 toczyła się druga faza wojny, w czasie której prowadzone były nadal słabo skoordynowane ze sobą operacje. Na północy rząd Karzaja próbował odbudowywać zrujnowany kraj, z kolei na niespokojnym południu graniczącym z Pakistanem całe lata trwała kampania przeciw partyzantom, zwana „Enduring Freedom”. Mimo zakrojonej na szeroką skalę operacji talibowie nie poddali się. Zaczęli ponownie przenikać z Pakistanu do Afganistanu, gdzie organizowali partyzantkę w stylu mudżahedinów z wojny z Sowietami. Amerykanie pompowali do Afganistanu przez 20 lat olbrzymie kwoty, zupełnie nieporównywalne i niewyobrażalne z wcześniejszymi konfliktami zbrojnymi, w których uczestniczyli.
Pierwsze lata po interwencji koalicji nie były dla rachitycznej gospodarki afgańskiej takie złe. Żołnierze i pozostały personel zagraniczny wydawali na miejscu część swoich wynagrodzeń, płynęła pomoc, ponieważ nie chodziło przecież o zniewolenie czy skolonizowanie Afganistanu, a o stworzenie warunków do rozwoju i budowy demokracji podobnej do zachodniej. W rezultacie między 2003 a 2012 r. średnioroczny wzrost gospodarczy wyniósł 9,4%. Wprawdzie był to efekt bardzo niskiej bazy,ale nie było powodów do narzekań. Niestety wraz z rozmywaniem się nadziei na sukces interwencji militarnej tempo wzrostu słabło, a recesja w pandemicznym 2020 r. wyniosła -2,4% PKB. Kontrakcja gospodarki w 2021 r., czyli roku wkroczenia talibów do Kabulu wyniosła aż -20,7% (wszystkie dane Banku Światowego). Mimo sankcji międzynarodowych i wstrzymanej pomocy rozwojowej talibom udało się jednak ustabilizować sytuację gospodarczą, choć nadal jest ona trudna. PKB w 2022 r. wzrósł z o 8,3%. Bank centralny starał się utrzymywać kurs waluty narodowej na poziomie 77-78 afganów za 1 USD, ale już w 2 dni po poddaniu Kabulu spadł do 86 afganów. Waluta lokalna Afgani umocniła się w stosunku do głównych walut w kolejnych latach. W czasie mojego pobytu w Afganistanie (lipiec 2024) kurs ustabilizował się na poziomie ok. 71 afganów za 1 USD, co oznacza, że talibowie nie prowadzą awanturniczej polityki makroekonomicznej.
Inflacja roczna spadła z 18,3% w lipcu 2022 r. do 3,5% w lutym 2023 r., a w lipcu 2023 r. odnotowano nawet deflację na poziomie 2,8%. Zwiększeniu uległa też ilość gotówki w obiegu. Wzrosły dochody budżetowe, głównie z ceł i zwiększonego eksportu, przede wszystkim węgla (do 1,9 mld. USD w 2022 r., wobec średnio 0,8 mld. USD w latach 2019-2021). Mimo względnej stabilizacji makroekonomicznej sytuacja większości Afgańczyków pozostaje nadal dramatyczna. Według ONZ 2/3 z nich jest niedożywionych, a liczba osób potrzebujących pomocy humanitarnej w 2023 r. wzrosła z 24 do 28,8 mln. W 2002 r. PKB tego krańcowo biednego kraju wyniósł zaledwie 4 mld. USD. W 2019 r. urósł do 19,3 mld. USD, niemniej PKB na mieszkańca wyniósł w 2021 r. zaledwie 356 USD (rocznie, nie miesięcznie, żeby nie było wątpliwości), co czyni ten kraj jednym z najuboższych na świecie, między 170 a 180 miejscem w rankingach Banku Światowego czy MFW. Wg. parytetu siły nabywczej pieniądza jest niewiele lepiej - ok. 2 tys. USD. Dla porównania - wysokość nominalnego PKB na mieszkańca w Polsce była w tym okresie ok. 30-krotnie wyższa.
W 2003 r. pomoc zagraniczna była równa tamtejszemu PKB, dopiero w 2009 r. wskaźnik ten spadł nieco poniżej 50%. Afganistan nie ma widoków na przyszłość, sam sobie z pewnością nie poradzi. Nie może też liczyć na społeczność i państwa muzułmańskie, wśród których bogate są wyłącznie państwa arabskie, bowiem ludy afgańskie z bogatymi w ropę Arabami poza religią nic wspólnego nie mają.
Gdy talibowie wkraczali w 2021 r. do Kabulu, mogliśmy obserwować podobne obrazki z kabulskiego lotniska jak w przypadku ewakuacji ambasady USA w Sajgonie w 1975 r. Afganistan przyciągnął na chwilę uwagę światowej opinii publicznej, gdyż po 20 latach interwencji wielka Ameryka nie była w stanie pokonać brodatych talibów. Jak to zwykle bywa w świecie zachodnim po paru tygodniach zainteresowanie Afganistanem spadło niemalże do zera. Podobnie ma się bowiem sytuacja w Syrii, dalekiej od stabilizacji, gdzie podczas wojny domowej zginęło pół miliona ludzi, bardzo rzadko pojawiają się wzmianki o walkach o Tigraj w Etiopii, wojnie domowej w Jemenie czy w Sudanie. Niedobra dla Afgańczyków wiadomość jest taka, że będzie się o nich w świecie mówić tylko wtedy, gdy zaczną się tam kolejne krwawe walki albo nastąpi kolejna katastrofa naturalna, chociaż w tym drugim przypadku tragiczne trzęsienie ziemi w prowincji Herat w zachodnim Afganistanie w styczniu 2024 r. zasłużyło na zaledwie niewielkie jednodniowe wzmianki w światowych mediach.
Po wpompowaniu w gospodarkę Afganistanu aż 830 mld. USD, USA zostawiły ten kraj biednym i z niewielkimi szansami na rozwój w najbliższych latach. Po wkroczeniu talibów do Kabulu wielu mieszkańców desperacko szukało dróg ucieczki. Wykładowcy uniwersyteccy szybko pożegnali się ze swoimi studentkami, słusznie zakładając, że nie będą one mogły wrócić na uczelnię. Drugie życie zaczęły za to przeżywać sklepy z burkami zasłaniające całe kobiece ciała. Ale nawet bez przejęcia władzy przez talibów gospodarka afgańska była w opłakanym stanie.
Z pozytywnych zmian, które w ostatnich dekadach zaszły w tym jednym z największych krajów regionu, wymienić można walkę z bezrobociem. Wg. danych portalu statysta.com jeszcze w 2009 r. wynosiło ono ponad 35%. Tuż przed wycofaniem się Amerykanów z Afganistanu dane CIA mówiły o stopie bezrobocia na poziomie 20%, a inne źródła szacowały bezrobocie nawet na 11%. Kraj jednak opiera się przede wszystkim na imporcie. Wymiana handlowa z zagranicą wykazuje gigantyczny deficyt handlowy. W 2020 r. wartość towarów sprowadzonych z zagranicy przekroczyła w 2020 r. 6,5 mld. USD, jednocześnie eksport to zaledwie 770 mln. USD. Dominują w nim owoce, orzechy czy tradycyjne afgańskie dywany. Trafiają głównie do ZEA i Pakistanu. Statystyki oczywiście nie pokazują uprawy i produkcji narkotyków, z czego Afganistan zawsze słynął. Olbrzymią rolę odgrywa przede wszystkim uprawa maku z przeznaczeniem na opium, ale plantatorzy mają z tego grosze, fortuny zbierają pośrednicy, w tym także talibowie. Wg. Banku Światowego dochody z rolnictwa uzyskuje aż 60% gospodarstw domowych. Prywatny sektor wytwórczy jest ledwo dostrzegalny. Oficjalnie w Afganistanie produkuje się przede wszystkim żywność. Rocznie rolnicy wytwarzają ok. 3,6 mln. ton pszenicy. Do tego dochodzi blisko milion ton winogron, co czyni kraj 18 największym producentem tego owocu na świecie. Nieco mniej popularne są ziemniaki i pozostałe warzywa, których co roku produkuje się w Afganistanie ok. 600 tys. ton.
Kraj dzięki swojemu położeniu może liczyć na spore bogactwo zasobów naturalnych. Afganistan posiada bardzo duże rezerwy złota, platyny, srebra, żelaza, chromitu, uranu i aluminium. Z kolei w prowincji Logar we wschodniej części kraju funkcjonuje jedna z największych na świecie kopalni miedzi. Wg. szacunków ekspertów złoże może zawierać nawet 11 mln. ton surowca. W wydobyciu Afgańczykom pomagają Chiny, z którymi tamtejszy rząd podpisał odpowiednią umowę w 2008 r. Nie bez znaczenia pozostają wysokiej jakości kamienie szlachetne, jak szmaragdy, rubiny, szafiry czy popularne na rynku jubilerskim turkusy. Badania US Geological Survey dowiodły, że Afganistan może posiadać 2,2 mld. ton rudy żelaza, 1,4 mln. ton pierwiastków ziem rzadkich (REE), takich jak lantan, cer, neodym rtęć i lit. Ponadto wstępna analiza Pentagonu w prowincji Ghazni wykazała, że potencjał złóż litu jest tak duży, jak w Boliwii, która ma największe rezerwy tego pierwiastka na świecie. Niektóre raporty wręcz szacują, że zasoby REE w Afganistanie należą do największych na świecie. Do ich eksploatacji na komercyjnie opłacalnych warunkach, konieczne jest zastosowanie nowoczesnej technologii i profesjonalnego sprzętu, którego w Afganistanie oczywiście nie ma. Tutaj pozostaje kwestia relacji międzynarodowych. Jedynym z realnie możliwych partnerów pozostają wyłącznie Chiny. Nie można wykluczyć zaangażowania Rosji, czego dowodem są wizyty reprezentacji talibów w Moskwie w 2021 roku.
Przez dwie dekady po interwencji w 2001 r. postępy poczyniła edukacja, duża część kobiet z miast poszła do pracy poza domem, powstała malutka elita intelektualna. Mnóstwo Afgańczyków miało styczność z ludźmi z cywilizacji zachodniej i doświadczyli, że nie wszyscy z nich to synowie szatana.
Mimo takich zasobów afgańska gospodarka pozostaje jedną z najsłabszych na świecie. Wg. danych Banku Światowego nawet 54% Afgańczyków żyje poniżej krajowej granicy ubóstwa. Nie ma też mowy o przedsiębiorczości. Kraj w światowym rankingu Doing Business zajmuje bowiem dopiero 173 miejsce pośród 190 sklasyfikowanych krajów. Paradoksalnie jednak samo założenie biznesu jest tam stosunkowo proste (pod tym względem Afganistan był na 52 miejscu na świecie w 2020 r.). Problemy zaczynają się, gdy trzeba uzyskać pozwolenie na budowę, wyegzekwować zapisy umowy czy zarejestrować własną nieruchomość. Pod tym względem kraj jest w światowym ogonie, podobnie zresztą jak w przypadku skomplikowanego systemu podatkowego.
Przejęcie powtórne władzy przez talibów oznaczało rewolucję na wielu płaszczyznach życia w Afganistanie. Kryzys dotknął przede wszystkim sektor finansowy. Afgańczycy na potęgę zaczęli wypłacać gotówkę, której zasoby świecą pustkami. Oficjalne rezerwy zagraniczne Afganistanu miały w 2021 r. wynosić ok. 9 mld. USD (dane pochodzą od byłego gubernatora afgańskiego banku centralnego Ajmala Ahmady’ego). Z tej kwoty ok. 7 mld. USD przechowywał nowojorski oddział Fed. 700 mln. USD znajdowało się na rachunku w BIS (Banku Rozliczeń Miedzynarodowych) w Bazylei, a reszta - równowartość ok. 1,3 mld. USD - to depozyty w różnych walutach (głównie w EUR i funtach) w bankach międzynarodowych. Ahmady podał na Twitterze, że talibowie mogli mieć po przejęciu władzy bezpośredni dostęp do najwyżej 0,2% z 9 mld. USD będących własnością Afganistanu. Trudno stwierdzić, jak było naprawdę, ponieważ były gubernator banku centralnego był zaangażowany po stronie obalonych władz i to obniżało jego wiarygodność. Z pewnością jednak Fed, czyli bank centralny USA nie był skłonny do otwarcia kas przed talibami. Zdominowany przez Amerykanów MFW wydał oświadczenie, że zablokował możliwość skorzystania przez Afganistan z potencjalnych 460 mln. USD, które w innych okolicznościach mogłyby być przeznaczone na usuwanie skutków pandemii w Afganistanie. „The New York Times” pisał, że ta decyzja była pokłosiem presji Waszyngtonu, a MFW podkreślał, że „wzięto pod uwagę poglądy społeczności międzynarodowej”. Niewiele też wyszło z umowy uzgodnionej przez ponad 60 państw przed przejęciem władzy przez talibów o przekazaniu w ciągu 4 lat na rzecz Afganistanu 12 mld. USD wsparcia. Rząd niemiecki od razu oznajmił, że jeśli władzę przejmą talibowie i wprowadzą prawo szariatu, nie prześle tam żadnych pieniędzy. Jak zapowiedział, tak zrobił. UE miała podobne stanowisko, choć przekaz jej był bardziej dyplomatycznie poprawny: „przelewów nie będzie dopóty, dopóki nie wyjaśni się sytuacja”.
Na Afganistan spadła zatem kolejna klęska. W 2021 r. były obawy, że kraj czekać będzie katastrofa w zaopatrzeniu, brak dewiz na opłacenie niezbędnego importu, katastrofa na rachunku bieżącym i w efekcie ruina gospodarki i dalsze poszerzenie strefy ubóstwa, a nad Afganistanem zapadnie na lata średniowieczna noc. Te obawy się jednak nie ziściły. Talibowie w ciągu 3 lat od przejęcia kontroli nad Afganistanem skonsolidowali władzę, jednocześnie poprawiając stan bezpieczeństwa a nawet sytuację gospodarczą kraju. Pozytywne zmiany niestety dokonują się przy jednoczesnym ograniczaniu praw kobiet, działalności organizacji międzynarodowych i wykluczeniu mniejszości etnicznych z udziału w rządzeniu państwem. Mimo nieustępliwości talibów zupełny brak alternatywy politycznej powinien skłaniać Zachód do zwiększenia współpracy z ich rządem - ale bez formalnego uznania - w celu realizacji wspólnych interesów, takich jak walka z terroryzmem czy handlem narkotykami. Wg. ONZ po przejęciu władzy przez talibów w sierpniu 2021 r., a 30 maja 2023 r. w Afganistanie udokumentowano 3774 cywilnych ofiar ataków zbrojnych, w tym 1095 zabitych i 2679 rannych. Dla porównania od stycznia do czerwca 2021 r. liczba ofiar cywilnych wyniosła 5183 (w tym 1659 zabitych), a w 2020 r. - 8820 (w tym 3035 zabitych). W czasie pierwszych 2 lat rządów Talibów najwięcej osób zginęło w wyniku improwizowanych ładunków i w atakach samobójczych, których sprawcami byli najczęściej członkowie tzw. Państwa Islamskiego Prowincji Chorasan (ISKP). Najwięcej ataków przeprowadzono w pierwszych tygodniach po zmianie władzy. W 2023 r. aktywność ISKP zauważalnie zmalała, co może dowodzić, że talibom skutecznie udało się osłabić organizację, która stanowiła dla nich realne i główne zagrożenie. Ograniczyła się w 2023 r. także aktywność zbrojnych grup tworzonych przez przedstawicieli poprzedniego prozachodniego rządu skupionych m.in. wokół Narodowego Frontu Oporu. Oznacza to, że nie ma obecnie siły zbrojnej zagrażającej kontroli talibów nad państwem. Taka siła nie ma szansy na pojawienie się bez istotnego wsparcia czy wręcz interwencji zbrojnej z zagranicy.
Poprawa stanu bezpieczeństwa odbywała się niestety kosztem umocnienia autorytarnych rządów opartych na radykalnej interpretacji prawa szariatu i odwrotu od demokratycznych przemian po 2001 r. Talibowie ignorują warunki uznania ich władzy stawiane przez społeczność międzynarodową (m.in. w rezolucjach Rady Bezpieczeństwa ONZ), a obejmujące poszanowanie praw człowieka i stworzenie reprezentatywnego rządu. W 2023 r. podjęli kolejne kroki ograniczające obecność kobiet w życiu publicznym, wprowadzili zakaz ich edukacji na uniwersytetach (szokującym dla mnie doświadczeniem były rozmowy z kobietami, które musiały przerwać studia po ponownym dojściu talibów do władzy, ich jedynym marzeniem jest powrót na uczelnie i dokończenie nauki), pracy w organizacjach pozarządowych i agendach ONZ, dostępu do parków, a także zamknęli salony piękności. Zdarzają się ciągle przypadki zabójstw i tortur członków poprzedniego rządu i wojska oraz osób podejrzewanych o przynależność do ISKP. Talibowie przywrócili też publiczne stosowanie kar cielesnych i wykonywanie wyroków śmierci. Chociaż dopuszczono kontynuowanie działalności mediów, dziennikarze poddawani są presji i kontroli ze strony powołanych w prowincjach komitetów Departamentu Informacji i Kultury. Talibowie, wywodzący się głównie z sunnickich Pasztunów, nie chcą włączyć do rządzenia przedstawicieli mniejszości etnicznych i religijnych. System zarządzania państwem coraz bardziej konsoliduje się wokół emira Hibatullaha Achundzady, który rezyduje w Kandaharze, a talibowie dementują informacje o podziałach wewnątrz ruchu.
Rząd talibów wciąż nie nawiązał oficjalnych stosunków dyplomatycznych z żadnym państwem, choć kilka utrzymało swoje ambasady w Kabulu (m.in. sąsiedzi, ale też Chiny, Rosja i ZEA). Głównym obszarem współpracy międzynarodowej pozostaje udzielanie pomocy humanitarnej za pośrednictwem agend ONZ i organizacji pozarządowych. Największy w historii apel humanitarny ONZ w wysokości 4,44 mld. USD w 2022 r. został zaspokojony w 75%. Głównymi donatorami były USA (1,2 mld. USD), Wlk. Brytania (454 mln. USD) i Niemcy (444 mln. USD). Udzielanie pomocy przez agendy NZ utrudniają restrykcje wprowadzone przez talibów, np. dotyczące zakazu pracy kobiet i działalności wybranych organizacji pozarządowych, a także sankcje międzynarodowe. Problemy społeczno-gospodarcze i autorytarne rządy skłoniły wielu Afgańczyków do wyjazdu z kraju, co staje się coraz większym problemem dla państw sąsiednich. Wg. szacunków UNHCR od sierpnia 2021 r. w ciągu następnych 2 lat z Afganistanu wyjechało 1,6 mln. jego obywateli, głównie do Iranu (1 mln.) i Pakistanu (600 tys.). Wbrew obawom Afganistan nie stał się jednak źródłem masowej migracji do Europy. Od stycznia do czerwca 2023 r. Afgańczycy złożyli ok. 55 tys. wniosków o azyl w UE wobec ok. 45 tys. w tym samym okresie w 2022 r., co stanowiło 11% wszystkich aplikacji. Tylko niewielka liczba Afgańczyków była zatrzymywana na nielegalnej próbie przekroczenia granicy UE (7 tys. w pierwszej połowie 2023 r. wobec 17 tys. w analogicznym okresie 2022 r.).
Państwa sąsiednie starają się utrzymać dobre robocze relacje z rządem talibów, koncentrując się na ograniczaniu zagrożenia terrorystycznego ze strony organizacji działających z terenu Afganistanu. W 2023 r. relacje władz afgańskich pogorszyły się z Pakistanem i Iranem, częściej niż w poprzednich latach dochodziło do starć granicznych. W najtrudniejszej sytuacji znalazł się wspierający wcześniej afgańskich talibów Pakistan, gdzie od sierpnia 2021 r. wzrosła częstotliwość ataków ze strony talibów pakistańskich oraz fundamentalistów islamskich ISKP. Na pogorszenie relacji pakistańsko-afgańskich wpłynęły też pierwsze oficjalne kontakty międzyrządowe Afganistanu z Indiami. Z kolei działania talibów przeciwko ISKP, organizacji o globalnych ambicjach, czyni ich w tej kwestii faktycznymi sprzymierzeńcami Zachodu. Pozytywnym i otwierającym pewne możliwości współpracy gestem wobec Zachodu było też ogłoszenie przez talibów w kwietniu 2023 r. zakazu uprawy maku i wytwarzania narkotyków, w tym opium, których Afganistan był największym światowym producentem (80% światowej produkcji opium). Trudno oczywiście zweryfikować, czy ta deklaracja talibów znalazła pokrycie w rzeczywistości tego olbrzymiego kraju. Wydłużająca się lista wspólnych interesów sprawia jednak, że Zachód zaczął też sondować możliwości intensyfikacji współpracy z Afganistanem. Przykładem jest pierwsze od 2021 r. oficjalne spotkanie przedstawicieli administracji USA i talibów w Dosze w lipcu 2023 r. Służyło ono przede wszystkim budowie zaufania, omawiano kwestie zwalczania terroryzmu, handlu narkotykami, respektowania praw człowieka w Afganistanie i przyszłość zamrożonych w USA afgańskich rezerw walutowych.
Generalnie pierwsze lata izolacji międzynarodowej, sankcji ekonomicznych i presji dyplomatycznej nie osłabiły talibów i nie skłoniły ich do spełnienia żądań społeczności międzynarodowej dotyczących przestrzegania praw kobiet oraz stworzenia reprezentatywnego rządu. Dalsze ograniczanie praw człowieka i wprowadzenie surowych rządów religijnych wskazuje raczej na odtwarzanie radykalnej wersji Islamskiego Emiratu Afganistanu z końca lat 90-tych XX w. Poprawa sytuacji ekonomicznej, rozbicie zbrojnej opozycji i osłabienie ISKP powinno raczej jeszcze bardziej zwiększać odporność talibów na zewnętrzną presję. Dlatego też prawdopodobieństwo utraty przez nich władzy w najbliższej przyszłości wydaje się raczej niewielkie. Brak politycznej alternatywy dla talibów i niechęć społeczności międzynarodowej do kolejnej interwencji w Afganistanie sprawiły, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest status quo. W dłuższej perspektywie może to prowadzić do sytuacji podobnej do Korei Płd., Erytrei czy Birmy, czyli istnienia państwa odizolowanego i wrogiego wobec Zachodu, ale wymagającego pomocy humanitarnej z zewnątrz. Działania USA sugerowałyby, że one i ich partnerzy będą pogłębiać strategię „zaangażowania bez uznania”, czyli pewnej intensyfikacji kontaktów z talibami wyłącznie w tych obszarach, w których obie strony mają zbieżne interesy (międzynarodowy terroryzm, ograniczenie handlu narkotykami czy udzielanie pomocy humanitarnej). Odblokowanie afgańskich rezerw walutowych i większe włączenie Afganistanu w handel międzynarodowy zmniejszyłoby potrzeby humanitarne i obciążenia donatorów. Byłoby też ważnym krokiem w budowie wzajemnego zaufania i tworzeniu możliwości jakiegoś wpływu na sytuację w Afganistanie. Zachód powinien uznać, że bez poparcia, a przynajmniej przyzwolenia ludności, tak przecież hardej i niepokornej, talibowie byliby bez szans.
Wydawać by się mogło, że Afganistan jest zaprzeczeniem destynacji turystycznej. Tak jednak nie jest. Mimo gigantycznych problemów i rządów autorytarnych fundamentalistów kraj zmienia się dynamicznie. Wjechałem do Afganistanu z równie autorytarnego Turkmenistanu. Pierwsze wrażenie było dosyć zaskakujące, gdyż jakość infrastruktury drogowej w bardzo biednym Afganistanie jest nieporównywalnie lepsza niż w potencjalnie bogatym, ale odseparowanym od świata Turkmenistanie. Najwyraźniej Amerykanie w ciągu 20-letniego nieskutecznego „demokratyzowania” Afganistanu coś trwale pozytywnego po sobie pozostawili. Miasta afgańskie tętnią życiem, budowane są centra handlowe, widać sporo neonów rozjaśniających ulice. W Heracie na zachodzie kraju jest bardzo duży wybór naprawdę świetnych restauracji serwujących tradycyjne afgańskie dania. Na ulicach widać bardzo dużo przyzwoitych zachodnich samochodów, czego zupełnie brak w sąsiednim Iranie. Afgańczycy uwielbiają zapasy, a walki cieszą się olbrzymią popularnością. Pierwszy raz w życiu byłem na masowej imprezie, gdzie na trybunach nie było ani jednej kobiety. Talibów widać w wielu miejscach, wszyscy noszą broń, są to zwykle osoby dosyć prymitywne, większość z nich jest analfabetami. Nasz samochód został przez ich patrol zatrzymany, który zdjął antenę z dachu. W Afganistanie zakazane jest bowiem słuchanie muzyki. Afgańczycy są niezwykle dumni ze swojej historii. Starszyzna w każdej rodzinie walczyła z Sowietami, z czego są oni niezwykle dumni. Talibowie z nieukrywaną wyższością podkreślają, że pokonali i przepędzili Anglików, Sowietów i samych Amerykanów z ich koalicjantami. Tylko czekają na rozkaz swoich szefów na uderzenie na Izrael. Miejmy nadzieję, mimo wysokiej temperatury i napięć w relacjach świata islamskiego z Izraelem, że do dalszej eskalacji tego nierozwiązalnego konfliktu nie dojdzie, a skończy się jak zwykle tylko na werbalnych, brutalnych atakach. Mną w szczególności jednak wstrząsnęła kwestia traktowania kobiet w Afganistanie, a przede wszystkim odcinanie ich od edukacji. Odważyłem się nawet zwrócić na tą kwestię talibom, że stawia to ich kraj poza jakimikolwiek standardami cywilizowanego świata. Myślę, że w dłuższej perspektywie należy się spodziewać pewnej liberalizacji podejścia talibów do tej sprawy, ale konieczny jest nie tylko nacisk światowej opinii publicznej, ale też realna pomoc uczelni wyższych wolnego świata dla ambitnych afgańskich dziewczyn w postaci stypendiów. Kraj dyskryminujący połowę swoich obywateli ze względu na płeć nie zasługuje na jakąkolwiek pomoc rozwojową społeczności międzynarodowej, ale też nie powinniśmy stać z założonymi rękami i akceptować te skandaliczne praktyki.
Ahmadabad
Herat
Herat - Blue Mosque
Herat - Koran School Blue Mosque
Herat Citadel
Comments