top of page

The Traveling Economist

Podróże okiem ekonomisty

05627c8f-b097-4592-8be1-e638b8d4b90d_edited_edited.jpg
Home: Witaj
Home: Blog2

Kolumbia

Zaktualizowano: 3 mar

Historia Kolumbii jest tak bogata w wydarzenia, że mogłaby sama w sobie być bardzo dobrym scenariuszem filmu akcji, który miałby szanse na Oscara. Niestety film ten opierałby się na faktach. 

Przed przybyciem Europejczyków na początku XVI w. obszar dzisiejszej Kolumbii zamieszkany był przez Indian. Żyli oni w niewielkich, izolowanych od siebie grupach, głównie w Andach i na wybrzeżach. Poszczególne plemiona wykształciły niezależne od siebie kultury. Odznaczały się one wysokim poziomem rozwoju rzemiosła artystycznego, którego arcydzieła można podziwiać w Muzeum Złota (museo del oro) w Bogocie. Bardzo zachęcam do jego odwiedzin. Najstarsze eksponaty kultury materialnej pochodzą z V w. p.n.e. Jedna z najwyżej rozwiniętych kultur prekolumbijskich została stworzona przez Indian Muisca w III w. n.e. Bogactwo ich cywilizacji przyczyniło się do narodzin legendy o Złotej Krainie (El Dorado). Pierwszym hiszpańskim konkwistadorem był przybyły w 1499 r. Alonso de Ojeda. Od tej pory Kolumbia stała się celem wielu hiszpańskich wypraw rabunkowych. Stopniowo Hiszpanie zaczęli też zakładać nowe miasta dla stałych osadników. W 1509 r. założono San Sebastian de Urate, jedno z pierwszych w Ameryce Płd. miast europejskich.

Pierwsza połowa XVI w. to podbój wnętrza kraju oraz walki między rywalizującymi hiszpańskimi zdobywcami. W celu ustabilizowania sytuacji ustanowiona została w 1550 r. przez króla Hiszpanii Królewska Audiencja Nowego Królestwa Granady. Początkowo została ona podporządkowana Peru. W 1717 r. stała się samodzielnym wicekrólestwem. Jej granice obejmowały dzisiejszą Kolumbię, Panamę, Wenezuelę i Ekwador. Pod koniec XVIII w. niezadowolenie i rozczarowanie hiszpańskimi rządami doprowadziły do protestów i rebelii, które z czasem przerodziły się w zorganizowaną walkę o uzyskanie niepodległości. Najaktywniejsza w rozbudzaniu ducha wolności i niezależności Ameryki Płd. była u progu XIX w. północno-zachodnia część kontynentu. W Caracas i Bogocie pojawili się kreolscy rewolucjoniści i prekursorzy niepodległości. Należał do nichSimón Bolivar, przyszły bohater narodowy. Deklaracja niepodległości Wenezueli, ogłoszona w 1811 r., pobudziła pozostałe kraje Ameryki Płd. do walki o wolność i niepodległość. Tym razem jeszcze się nie udało. Górą byli rojaliści, a Bolivar uciekł na Jamajkę, gdzie napisał i opublikował słynny „List z Jamajki”. Głosił w nim, że nastąpiło nieodwracalne zerwanie więzów między Ameryką, a Hiszpanią. Gdy na zdobytych terenach powstańcy po raz trzeci utworzyli Republikę Wenezueli, Bolivar został w 1817 r. jej Najwyższym Naczelnikiem, zaś 2 lata później prezydentem. Decydująca bitwa rozegrała się w sierpniu 1819 r. nad rzekąBoyacá. Hiszpański generał Barreirodysponował siłami 3 tys. dobrze uzbrojonych żołnierzy, co wydawało się wystarczające do pokonania powstańców Bolivara, który wówczas już miał przydomek wyzwoliciela (libertador). Mimo to Hiszpanie zdecydowali się poczekać na posiłki. Sytuację wykorzystał Bolivar, dążący do starcia zbrojnego zanim Hiszpanie wzmocnią swoje siły. W lipcu 1819 r. pod Pantano de Vargas żołnierze Bolivara zaatakowali Hiszpanów w szaleńczym ataku na wyżej położone ich pozycje. Hiszpanie poddali się, tracąc 700 żołnierzy i sporo broni. Po stronie powstańców straty były porównywalne, ale zostały szybko uzupełnione nowymi rekrutami. Podobnie było w Tunja, stolicy departamentu Boyacá. Bolivar kompletnie zaskoczył 600-osobowy hiszpański garnizon, który poddał się bez walki. Wszystko układało się po myśli Libertadora, który mógł spokojnie obserwować odwrót wojsk Barreiry do Bogoty i wybrać dogodny moment do ataku. Barreiro nie zdawał sobie sprawy z błyskawicznych działań armii powstańczej i był przekonany, że znajduje się ona daleko w tyle. Wreszcie 7 sierpnia 1819 r. blisko mostu nad rzeką Boyacá pozwolił swoim żołnierzom odpocząć po nużącym marszu. Był to olbrzymi błąd, za który nieostrożny generał został szybko ukarany.

Bolivar widząc rozwleczonych w kolumnie marszowej Hiszpanów, którzy przygotowywali się do biwaku, nakazał atak swoim „llaneros” (czyli kowbojom latynoskim) ze wsparciem podkomendnych gen. Santandera, wówczas bliskiego współpracownika Bolivara. Początkowo Hiszpanie odparli atak, ale wraz z pojawieniem się kolejnych powstańczych oddziałów, zaczęli się wycofywać w kierunku mostu nad rzeką Boyacá, który zablokowali i odpierali ataki gen. Santandera. W tym samym czasie Bolivar śmiałym atakiem odciął hiszpańską kawalerię i skutecznie oskrzydlił główną hiszpańską kolumnę. Przy moście Santander przełamał w końcu opór hiszpański. Był to decydujący moment bitwy, Barreirze nie pozostało nic innego jak kapitulacja. Wraz z nim do niewoli poszło ok. 1600 żołnierzy hiszpańskich, zginęło ok. 250. Powstańcy stracili zaledwie 66 zabitych i rannych. Udało im się wykorzystać moment zaskoczenia, kiedy Hiszpanie nie zdołali przegrupować kolumny marszowej w szyk bitewny. Droga do Bogoty była zatem otwarta. Rocznica bitwy w Boyacájest do dziś obchodzona jako święto narodowe Kolumbii. Po 3 dniach Bolivar triumfalnie wkroczył do miasta, ogłosił niepodległość Kolumbii, a sam został pierwszym prezydentem (wiceprezydentem został Santander). W tym samym roku na kongresie w Angosturze utworzono federacyjne państwo o ustroju republikańskim – Wielką Kolumbię, które obejmowało wyzwolone spod panowania hiszpańskiego kraje stanowiące dotąd wicekrólestwo Nowej Granady, czyli Kolumbię z Panamą, Wenezuelę i Ekwador. O zwycięstwie Bolivara zdecydowała nie tylko odwaga i męstwo jego wojsk, ale także wydarzenia w Hiszpanii, gdzie armia i liberałowie wymówili posłuszeństwo królowi Ferdynandowi VII. Zajęty wewnętrznymi kłopotami król zaproponował rozejm i zdał sobie sprawę, że hiszpańskie panowanie w Ameryce Płd. dobiegło końca. Bolivar na tym nie poprzestał i nie zrezygnował ze swojego planu wyzwolenia całej Ameryki Płd. Dążył do rozszerzenia Wielkiej Kolumbii o Peru i Boliwię, a następnie do zjednoczenia całego kontynentu.

Warto zaznaczyć, że już wtedy nasilały się podziały w społeczeństwie kolumbijskim. Zwolennicy Bolivara popierali jego centralistyczną wizję kraju (z dożywotnim prezydentem, wiceprezydentem jako szefem administracji czy rozdziałem Kościoła od państwa), której sprzeciwiał się gen. Santander. Ten drugi uważał, że Kolumbia powinna mieć charakter federacyjny, a władza nie powinna być zcentralizowana w jednym miejscu. Bolivar dążył natomiast do połączenia wszystkich państw Ameryki Płd., które skolonizowali Hiszpanie. Udało mu się tylko z 4 krajami, ale sprawowanie nad nimi władzy było bardzo trudne. Aby ogarnąć to wszystko musiał posuwać się do rządów dyktatorskich, przez co przysporzył sobie wielu wrogów. Doszło nawet do nieudanego zamachu na jego osobę. W obliczu narastających problemów Bolivar postanowił oddać stanowisko prezydenta (1830). Niedługo potem zmarł w osamotnieniu na gruźlic, a do końca swoich dni nie przestawał podejmować prób złączenia państw dawnej Wielkiej Kolumbii, której struktury federacyjne rozpadły się, co rozbity Bolivar przypłacił załamaniem psychicznym.

Pomimo ostatecznej klęski, mieszkańcy Ameryki Płd. do dziś uznają go za wybitnego męża stanu, który zakończył kolonialne rządy Hiszpanów. Bolivar był też prekursorem koncepcji panamerykańskiej, czyli powstania jednolitego państwa lub unii państw narodu kreolskiego. W 1926 r. zwołał nawet Kongres Panamerykański, jednak tylko nieliczne państwa przysłały swoich delegatów i cały projekt legł w gruzach. Nie uzyskał też poparcia dla pomysłu powołania organizacji międzynarodowej, która ułatwiłaby współpracę między państwami kontynentu. To co się nie udało Bolivarowi zrealizowali Amerykanie tworząc Stany Zjednoczone, czego wyrazem była ogłoszona w 1823 r. doktryna Monroe. Głosiła ona, iż kontynent amerykański (na północy i południu) nie może podlegać dalszej kolonizacji ani ekspansji politycznej ze strony Europy. W zamian za to prez. Monroe zapowiadał, że USA nie będą ingerowały w sprawy państw europejskich i ich kolonii. Doktryna ta stała się fundamentem amerykańskiej polityki izolacjonizmu. Monroe niewątpliwie wzorował się na poglądach Bolivara, z tą różnicą, że potrafił je skutecznie wprowadzić w życie i zintegrować olbrzymi kraj. Mimo, że nie został zrealizowany pomysł życia Bolivara – integracja krajów Ameryki Płd., to jednak cały kontynent uzyskał wolność, a Hiszpanie zostali przepędzeni. Już wcześniej w latach 1816-1818 wywalczyły swą niepodległość Argentyna, Paragwaj i Chile, w 1822 r. Urugwaj, a w 1825 r. Boliwia (część Peru), nazwana tak od nazwiska Bolivara. W 1822 r. uniezależniła się od Portugalii także Brazylia, ogłaszając się cesarstwem, z cesarzem Pedro I, synem byłego króla Portugalii. Nowo powstałe państwa uznane zostały przez mocarstwa europejskie i USA, które były szczególnie zainteresowane emancypacją Ameryki Łacińskiej i całkowitym wyeliminowaniem wpływów hiszpańskich.  

XIX i XX w. był jedną wielką rywalizacją bloków politycznych w Kolumbii, kiedy kształtował się system polityczny kraju. Cały czas dochodziło do starć zbrojnych, w szczególności w ostatnim ćwierćwieczu XIX w. Największym z nich była Wojna Tysiąca Dni (1899-1902) pomiędzy konserwatystami a liberałami, która ogarnęła całą Kolumbię. Za broń chwytały nawet dzieci. Ponad 120 tys. osób straciło wtedy życie. Zginął w niej wg. niektórych historyków co piąty Kolumbijczyk w wieku 18-30 lat. Powodem wojny było przyjęcie autorytarnej konstytucji w 1886 r., która zapewniła długotrwałą dominację konserwatystom. W tym czasie pozycja liberałów umacniała się dzięki przemianom związanym z rewolucją przemysłową oraz rozwojem branży kawowej. Bazę społeczną liberałów tworzyli murzyni i mulaci zamieszkujący regiony nadmorskie, gdzie znajdowała się większość plantacji. Konserwatystów wspierał natomiast kościół katolicki oraz metysi. W przededniu wojny ścierały się w obu partiach dwie frakcje. Wśród liberałów byli to „pacifistas” (z ParroGomezem) oraz „revolucionarios” (RafaelaUribe). Konserwatyści podzielili się natomiast na „nacionalistas” i „conservadores”, którzy dążyli do powrotu do demokratycznych praktyk. Ponieważ ci ostatni mieli poparcie prezydenta Sanclemente, udało im się przeforsować zniesienie części autorytarnych rozwiązań prawnych. Moment ten za odpowiedni do rozpoczęcia walk z wycofującym się rządem uznali „revolucionarios”. Konflikt był wyjątkowo krwawy. Prócz ofiar (wg. niektórych źródeł miało być ich nawet 180 tys., a w kraju mieszkało wówczas ok. 4 mln. osób) znacznie ucierpiała również gospodarka Kolumbii. Wojna domowa została rozstrzygnięta na korzyść konserwatystów, a podpisany rozejm gwarantował amnestię dla liberałów. Efektem wojny domowej oraz konfliktu dyplomatycznego z USA było także odłączenie się Panamy od Kolumbii, stanowiącej dotąd jej integralną część. Kluczową rolę w secesji Panamy odegrali Amerykanie, oczywiście ich wsparcie dla Panamy nie było bezinteresowne, gdyż wynegocjowali sobie z niepodległym państwem możliwość wybudowania i kontrolowania Kanału Panamskiego.

Po chwili spokoju i wzroście gospodarczym za sprawą eksportu kawy, kauczuku, tytoniu oraz bananów znów nasilały się podziały – tym razem między chłopami a bogatymi właścicielami ziemskimi. Chłopi sprzeciwiali się ówczesnym rządom, które wspierały bogatszą część społeczeństwa. O równe szanse i sprzeciw wobec niesprawiedliwości walczył charyzmatyczny Jorge Gaitan, który sam siebie nazywał głosem ludu. Jego przemówienia przyciągały miliony Kolumbijczyków liczących na zmiany w kraju. Kandydował w wyborach prezydenckich, których jednak nie dożył. W 1948 r. został zastrzelony, gdy wychodził ze swojego biura w Bogocie. Spowodowało to zamieszki w stolicy, zwane Bogotazo, będącego początkiem kolejnego konfliktu między liberałami i konserwatystami o trafnej nazwie La Violencia (przemoc). W ciągu 2 dni chaotyczny protest spowodował zniszczenia mienia o wartości 10 mln. USD. W tym czasie w Bogocie odbywało się posiedzenie Organizacji Państw Amerykańskich. Wybór Kolumbii na to wydarzenie był dużym wyróżnieniem. Organizację kojarzono bowiem z pokojem, solidarnością i współpracą między państwami po II Wojnie Światowej. WybuchBogotazo był więc jedną wielką kompromitacją. Wybuchła kolejna wojna domowa, która pochłonęła ok. 300 tys. ofiar. W celu jej zakończenia dokonał się jedyny w dziejach Kolumbii przewrót wojskowy. Dokonał tego gen. Gustavo Rojas Pinillo i zaordynował Kolumbijczykom w 1953 r. stan wyjątkowy. Dyktatura Pinillo, w czasie której rozprzestrzeniła się korupcja na ogromną skalę, skończyła się w 1957 r., kiedy ustąpił pod naciskiem opinii publicznej, a przede wszystkim po zawarciu sojuszu między konserwatystami i liberałami – Frontu Narodowego, który i tak nie poprawił już tragicznej sytuacji w kraju. Był to wyjątkowy w historii Kolumbii, a zarazem nieskuteczny pomysł na zakończenie sporu między wiodącymi partiami. Porozumienie bowiem zakładało piastowanie najważniejszych stanowisk w kraju (włącznie z funkcją prezydenta) na zmianę przez okres 16 lat. To tak, jakby w dzisiejszej Polsce Kaczyński umówił się z Tuskiem na rotacyjny system rządów. Praktyka ze względów oczywistych nie była już taka wspaniała. To, co wymyślała i wprowadzała w życie jedna partia w czasie swoich rządów modyfikowano lub usuwano chwilę później, gdy do władzy dochodzili jej przeciwnicy.

Problemy w kraju sprawiły, że w latach 60-tych i 70-tych XX w. powstały lewicowe partyzantki FARC, ELN, a dodatkowo gen. Pinillo, kontestujący wybory prezydenckie w 1970 r., które przegrał z kandydatem konserwatystów, utworzył partyzantkę o nazwie M-19. Początkowo partyzantka starała się bronić ubogich przed niesprawiedliwością, z naciskiem na początkowo. Wkrótce jednak wszystkie trzy organizacje najwyraźniej doszły do wniosku, że bardziej opłacalny jest handel narkotykami. Jedynie M-19 nie paliła się aż tak do narkobiznesu jak inni z tej branży, choć była podejrzewana o współpracę z kartelem z Medellin. W 1990 r. stała się zresztą legalną partią polityczną, chociaż jej członkowie jeszcze 5 lat wcześniej przeprowadzili zamach na Pałac Sprawiedliwości w Bogocie, porywając i zabijając część pracowników. Zniszczono większość dokumentów i akt niezbędnych do prowadzenia dochodzenia, utrudniając m.in. ekstradycję Escobara do USA, który był prawdopodobnie hojnym sponsorem grupy. Ze względu na liczne aresztowania członków odpowiedzialnych za ten atak, partia nie cieszyła się dużym poparciem i została rozwiązana po 7 latach. Pozostałe grupy partyzanckie połączyły siły i przeprowadzały ataki na jeszcze większą skalę. FARC powstał w 1964 r. na bazie nastrojów rewolucyjnych wywołanych długoletnim chaosem społeczno-politycznym, a jego bazę stanowili głównie zbuntowani chłopi wspierani przez komunistyczne jednostki paramilitarne. Partyzanci często otrzymywali wsparcie od duchownych. Głównym orężem walki FARC i źródłem finansowania były porwania dla okupu, później doszedł jeszcze handel kokainą. W latach 80-tych przychody z tego procederu znacznie się zwiększyły, czego skutkiem był wzrost znaczenia tego jednoznacznie terrorystycznego ugrupowania również w życiu politycznym kraju, gdyż miało ono własną reprezentację polityczną w partii i parlamencie. Sukces FARC spotęgował jeszcze bardziej terror w kraju, również kartele narkotykowe z Escobarem traktowały FARC jako konkurenta biznesowego wkraczającego odważnie na teren zarezerwowany dla nich samych.

Na ostatnie kilkadziesiąt lat bogatej w wydarzenia historii Kolumbii wpływ miała postać barona narkotykowego Pablo Escobara. Jako szef najpotężniejszego kartelu narkotykowego na świecie z Medellin jest postacią o niezwykle barwnym życiorysie, po który często sięgają reżyserowie wysokobudżetowych filmów hollywoodzkich, jak również liczni pisarze i reporterzy. Cieszy się on nadal niewiarygodną popularnością, mimo, że od jego śmierci minęło kilkadziesiąt lat. Był niezwykle okrutny i brutalny wobec swoich adwersarzy, ale jednocześnie rozdawał pieniądze biedocie, sponsorował kluby piłkarskie, które w tym kraju stanowią równoległą religię, budował stadiony, stąd brało się uwielbienie najbiedniejszych warstw społecznych. W okresie szczytu swojej karieryEscobar kontrolował 80% światowego rynku kokainy, co zapewniło mu miejsce w pierwszej dziesiątce najbogatszych ludzi na świecie. W latach 80-tych XX w. był nawet posłem kolumbijskiego parlamentu. Wiele osób z jego rodzinnego Medellin postrzegało go jako miejscowego Robin Hooda, który stawiał domy biednym, budował szkoły, szpitale. Nie wszyscy wierzyli w to, że zabił tysiące osób, w tym trzech kandydatów na prezydenta, ministrów, sędziów czy też dziennikarzy. Chciał się też pozbyć prezydenta Kolumbii, podkładając bombę w samolocie Avianca. Prezydent ocalał, gdyż poleciał do Cali innym prezydentem, a przeciwieństwie do 107 pasażerów samolotu i załogi. Atak na prezydenta był odpowiedzią na wypowiedzenie wojny kartelom. Kolejnym powodem była groźba ekstradycji Escobara do USA. W obawie przed nią po jakimś czasie sam oddał się w ręce kolumbijskiej policji, ale wszystko odbyło się na jego warunkach, a samo poddanie się było jedną wielką kpiną z władz kraju. Escobar sam zaprojektował i nadzorował miejsce swojej odsiadki. Więzienie przypominało luksusową willę, w której regularnie odbywały się imprezy. Strażnicy więzienni pełnili rolę kucharzy i kelnerów biegających z tacą pełną drinków. Escobara odwiedzali przyjaciele i liczne prostytutki. Sam również składał wizyty swojej rodzinie i przyjaciołom. Widywano go podczas „odsiadki” na urodzinach córki, w centrum handlowym i na meczach lokalnej drużyny piłkarskiej. Mimo to, postanowić uciec, gdyż miał coraz więcej wrogów, którzy wiedzieli, gdzie go szukać. Swoim działaniem wyprzedził rząd kolumbijski, który w końcu zamierzał przenieść go do więzienia z prawdziwego zdarzenia. W pościg za nim ruszyły też amerykańskie jednostki specjalne, które dopiero co wytropiły Saddama. Uruchomiono też kolumbijski Blok Poszukiwaczy, którego celem było wytropienieEscobara. Powstała też nielegalna organizacja o nazwie Los Pepes, która szukała go na własną rękę, zabijając mu pracowników, przyjaciół i członków rodziny. Były pogłoski, że współpracowali oni z AUC, o którym będzie jeszcze mowa. Ostatecznie zginął osaczony przez snajperów amerykańskich (chociaż krąży też wersja, że popełnił samobójstwo), a po jego śmierci przestał istnieć kartel z Medellin, a kilka lat później również konkurencja z Cali. Wyeliminowanie Escobara to duży sukces rządu kolumbijskiego, który ściśle współpracował ze specjalną jednostką USA d/s zwalczania narkotyków. Wizerunek Escobarajest w Kolumbii równie popularny jak jego ulubione powiedzenie "plata o plomo" (łapówka albo kulka), które na lata stygmatyzowało Kolumbię, jako jeden z najbardziej korupcyjnych krajów na świecie. 

W odpowiedzi na terror FARC utworzony został oddział paramilitarny AUC, wspierany przez rząd kolumbijski. W tym przypadku, co nie powinno absolutnie nikogo dziwić, okazało się, że granica między walką z przeciwnikiem a handlem narkotykami również okazała się cieniutka. Członkowie rządowego AUC byli związani z narkobiznesem w jeszcze większym stopniu niż guerilleros. Płacili kartelom za ochronę, a 70% ich budżetu pochodziło z narkobiznesu. Ich zbrodnie były nawet okrutniejsze. Sytuacja chłopów na wsi stawała się beznadziejna. Opowiadając się za FARC i ELN ginęli z rąk AUC. Za wspieranie rządu i oddziałów paramilitarnych mordowała ich partyzantka. Co ciekawe, kilku dowódców AUC po demilitaryzacji podjęła współpracę ze swoim wrogiem – partyzantką FARC, tworząc grupę BACRIM. Na końcu chyba sami nie bardzo nie wiedzieli o co walczyli, gdyż była to działalność czysto przestępcza. Sytuacji nie ułatwiały kartele narkotykowe, dla których lata 80-te były złotym czasem w Kolumbii. Skupienie się głównie na schwytaniu Escobaraprzez policję i rząd Kolumbii poskutkowało rozwojem konkurencji, np. kartelu braciOrejuela z Cali. Wielu członków tego rodzinnego biznesu złapano za czasów prezydenta Sampera. Chociaż w tym przypadku też były podejrzenia, że jego kampanię sfinansował właśnie ten kartel. Ostatecznie został on oczyszczony z zarzutów. Do partyzantek, grupy paramilitarnej, gangów narkotykowych trzeba jeszcze dodać korupcję i płatnych zabójców, by powstał pełny obraz Kolumbii tych czasów. Wszyscy walczyli ze wszystkimi, gubiąc się w tym, kto tu właściwie jest ich wrogiem. Tradycyjnie najbardziej cierpiała ludność cywilna. Próby dojścia do jakiegokolwiek porozumienia podejmowano wiele razy i zazwyczaj kończyły się one niepowodzeniem. Nasilenie się przemocy, masowe morderstwa i powszechny terror doprowadziły do protestów obywatelskich przeciwko wojnie i działalności FARC, ale układ pokojowy został podpisany dopiero po kolejnych 17 latach w 2016 r. 

W latach 1998-2002 prezydentem Kolumbii był Andres Pastrana, który z pomocą USA podjął walkę z partyzantami, opryskując uprawy koki chemikaliami. Nie obyło się bez skutków ubocznych. Były nimi zanieczyszczenia wody oraz zniszczenia wszystkich innych pól stanowiących utrzymanie rolników. Chemikalia wywołały u Kolumbijczyków problemy ze skórą i układem oddechowym. NastępcąPastrany został Alvaro Uribe, zwolennik AUC, który o porozumieniach pokojowych z FARC nawet nie chciał słyszeć. Później przyszły rządy Juana Manuela Santosa, który postanowił powrócić do dialogu pokojowego z FARC. Po wielu próbach udało mu się osiągnąć z nimi porozumienie, które miało zakończyć wojnę domową. W mediacjach zaangażowanych było wiele osobistości  światowych w tym Papież, w końcu podpisane zostało porozumienie kończące jedną z najdłuższych w historii świata wojen domowych, a prezydent Santos został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla. Zawziętym przeciwnikiem porozumień z partyzantami i działalnością Santosa był jego poprzednik – Alvaro Uribe. Prowadził zaciekłą kampanię, w której przekonywał obywateli do głosowania na nie. Twierdził, że tak długiego porozumienia w sprawie pokoju (liczącego 297 stron) nie można podsumować jednym pytaniem, jakie zawarto w plebiscycie. W wyborach padło bowiem pytanie: czy chciałbyś pokoju? Głosujący mieli do wyboru dwie odpowiedzi: tak lub nie. W październiku 2016 r. zorganizowano referendum, w którym niewielka większość (50,21%) opowiedziało się za nie. Pomimo porażki i większości głosów przeciwko rozejmowi, obie strony konfliktu ogłosiły kontynuację zawieszenia broni i dalsze negocjacje.

W wojnie tej śmierć poniosło ponad 450 tys. ludzi, co spowodowało, że Kolumbia przez lata stała na czele państw o największej liczbie porwań i zabójstw. W 2023 r. ukazał się raport komisji ds. prawdy o wojnie domowej o ponad półwiecznej wojnie domowej, który zawierał dziesiątki tysięcy świadectw ofiar i sprawców przemocy. Szef komisji, jezuita Francisco deRoux i 11 członków komisji (naukowców, dziennikarzy i autorytetów społecznych) zadali dramatyczne pytanie, dlaczego Kolumbijczycy mogli tolerować tą bezsensowną wojnę i pozwalać, by trwała ona tak długo. Komisja zebrała przez 3,5 roku swojej pracy prawie 30 tys. świadectw ofiar, świadków, a także uczestników wojny domowej. Przesłuchanych zostało m.in. wszystkich żyjących prezydentów, komendantów AUC i FARC. Raport stwierdził, że przyczynami wojny były m.in. nierówności i wykluczenie, dyskryminacja rasowa i etniczna oraz przemoc seksualna. Zmuszały one członków lokalnych społeczności do chwytania za broń i przyłączania się do walczących oddziałów. Państwo pozostawiło bez ochrony i opieki ludność całych regionów kraju, gdzie panowało prawo silniejszego i bogatego. Raport zawiera nagrania, na których komendant AUCMancuso przyznał się do wymordowania IndianEmberá i prosił o przebaczenie. Na innych komendant FARC Vasquesa kajał się w imieniu partyzantów za mordy w departamencie Cauca. Podobnie gen. policji Naranjo przyznał się do prześladowania studentów. Tym, co sprawiło, że wojna przybrała taki zasięg, trwała tak długo i tak głęboko przeorała całe społeczeństwo, był, zdaniem komisji, przemysł narkotykowy. Od lat 70-tych XX w. kokaina i jej szmugiel stały się paliwem powszechnej przemocy i źródłem kolosalnych bogactw najpierw bandytów i karteli, a z czasem komendantów armii partyzanckich i paramilitarnych. Kolumbia stała się wówczas największym światowym eksporterem kokainy, a USA, dokąd głównie płynęła, wymusiły na władzach rozpoczęcie trwającej do dziś wojny przeciw narkotykom. Upowszechniła ona przemoc i korupcję. We wnioskach z tych doświadczeń komisja dała zaskakujące zalecenie, by rząd radykalnie zmienił podejście, zarzucił wojnę z narkotykami i zastąpił ją regulacją ich produkcji oraz obrotu.

Wojna osiągnęła apogeum w latach 1998-2002, kiedy armie FARC i AUC miały pod bronią po kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i były w szczycie swej potęgi. FARC uznał wówczas, że może wygrać i zdobyć władzę w kraju. Paramilitarni z AUC w tym czasie podporządkowali sobie ok. połowę posłów i senatorów, nie licząc burmistrzów, gubernatorów, prokuratorów i sędziów w wielu departamentach. Z kolei wojsko i policja doszły do wniosku, że wszystko im wolno i stały się zbrojnym ramieniem państwa przeciw „wrogowi wewnętrznemu w obronie władzy, przedsiębiorstw i własności”. Nie tylko przestały bronić ludności przed przemocą, ale zaczęły zabijać bezbronnych chłopów w odległych wsiach i przedstawiać ich jako terrorystów.

Od 1985 do 2018 r. w wojnie zginęło ok. 450 tys. osób, ale tylko 2% z nich to ludzie polegli w walce jednych armii przeciw innym. Ponad 80% ofiar to wymordowani bezbronni cywile. Ponad 121 tys. zaginęło bez wieści. Blisko 8 spośród 50 mln. Kolumbijczyków zostało wypędzonych ze swoich domów i utraciło dorobek życia, a milion wyjechało z kraju. 90% wszystkich ofiar zginęła w latach 1994-2010. Raport mówi, że mimo to aż 40% Kolumbijczyków nie wie, dlaczego wybuchła wojna, ani nie zna jej przebiegu ani skutków, a 35% orientuje się „mniej więcej”. Pokój z FARC (2016) wojnę zakończył formalnie, ale faktycznie zbuntowani partyzanci i gangi narkotykowe nadal siały terror w części Kolumbii. Raport wzywał zatem do wykluczenia przemocy z życia społecznego, zaprowadzenia całkowitego pokoju i pojednania. Jego autorzy mieli na myśli głównie zawarcie pokoju z armią partyzancką ELN, która w przeciwieństwie do FARC broni nie złożyła. Dopiero w 2023 r. ELN jako jedna z ostatnich działających w Kolumbii lewicowych partyzantek, zgodziła się zaprzestać porywania ludzi dla okupu po serii negocjacji pokojowych z kolumbijskim rządem w Meksyku. Rebelianci ELN znaleźli się w centrum zainteresowania międzynarodowych mediów, gdy uprowadzili ojca grającego w Anglii kolumbijskiego piłkarza Luisa Diaza. A każdy przecież wie, że futbol to w Kolumbii znaczy więcej niż religia, dlatego też już po 12 dniach ojciec gwiazdy Liverpoolu został wypuszczony, a zawieszenie porwań dla okupu weszło w życie w styczniu 2024 r. Futbol zatem nadal czyni cuda.

Całe państwo oraz ogromna część społeczeństwa nawykły przez 50 lat do działania w trybie wojennym, co widać do dzisiaj na ulicach Bogoty – chyba najbardziej zmilitaryzowanym miejscu, które widziałem. Takiego nagromadzenia uzbrojonych po zęby policjantów na km2 pewno nigdzie na świecie nie ma, niemniej jest to niezbędne jeszcze przez lata, a dla samych Kolumbijczyków kwestie zapewnienia bezpieczeństwa są najważniejszym priorytetem i oczekiwaniem od rządu. Wrażenie zaiste niesamowite, ale przynajmniej wśród ciężko uzbrojonego wojska i policji na ulicach można było czuć się bezpiecznie. Prowincja kolumbijska wygląda zupełnie przyzwoicie, a do kurortu karaibskiego Kartageny wróciło życie i wielu zagranicznych turystów. W końcu Kolumbijczycy pytani, czy są zadowoleni z życia wg. Światowego Raportu Szczęśliwości okazują się być najszczęśliwszymi na świecie. Nie chodzi tu oczywiście o wysokość dochodów, niską przestępczość czy zaufanie do władzy, ale o przewagę doświadczeń pozytywnych (czy jesteś radosny, wypoczęty, robisz coś interesującego) nad negatywnymi (czy jesteś zestresowany, smutny, niespokojny, gniewny). W tej dziedzinie Kolumbia jest nie do przebicia.

Od kilkunastu lat kraj wydawał się być oazą stabilności, również tej politycznej. Od 2002 r. dwóch prezydentów: Uribe i Santos pełnili urząd przez 2 pełne kadencje, tego nie było od ponad 100 lat. Wszystko wydawało się podążać w dobrym kierunku, ale przyszedł rok 2019, a następnie pandemia koronawirusa. W 2021 r. Kolumbię ogarnęła fala zamieszek, których nie powstrzymał nawet najgorszy szczyt pandemii. Jednak wybuch społeczny w Kolumbii rozpoczął się nie w 2021, ale w 2019 r., kiedy rząd Ivana Duque, który przejął prezydenturę z rąk Álvaro Uribe, stanął w obliczu kilkutygodniowych masowych marszów. Charakteryzowały się one wprawdzie świątecznym nastrojem, ale zakończyły się obrażeniami młodych ludzi, były też ofiary śmiertelne. Studenci i związki zawodowe protestowali przeciwko polityce gospodarczej rządu i domagali się od Duque wdrożenia całości porozumienia pokojowego z FARC w 2012 r. Niezadowolenie nasiliło się we wrześniu 2021 r., kiedy to policja zabiła prawnika - w podobnych okolicznościach do tych, w których zginął George Floyd w USA. W wyniku walk z policją zginęło 13 młodych ludzi, co uznano jako "masakrę Bogoty". Skutki pandemii, która zepchnęła 3 miliony ludzi z powrotem poniżej granicy ubóstwa w połączeniu z decyzją Duque, by w sytuacji rosnącego bezrobocia forsować reformę podatkową, stały się zapalnikiem zamieszek w 2021 r. Nastąpiła wtedy niewiarygodna eskalacja przemocy. Przez 50 dni protestów w Kolumbii zginęło 50 osób, w większości cywilów. Human Rigths donosiło, że co najmniej 20 protestujących zostało zabitych przez policję lub uzbrojone bojówki prorządowe. Rannych zostało ponad 2 tys. osób.

Kolejne wybory prezydenckie w Kolumbii wygrał ekonomista Gustavo Petro, pierwszy w historii tego kraju polityk lewicowy, który objął to stanowisko. Petro miał w swoim życiorysie wprawdzie epizod partyzancki (działał w M-19), ale program, który zapewnił mu wysokie zwycięstwo w wyborach, to przede wszystkim obietnica podjęcia skutecznej walki z głodem i przemocą zbrojną w kraju powszechnej szczęśliwości, w którym często niedojada niemal połowa ludności. Mimo strachu przed widmem komunizmu (wg. przeciwnika Petro w wyborach – Hernandeza) nadzieja na nowy początek po ponad 50 laty wojny domowej i nieprzerwanych rządach prawicy przeważyła. Petro wygrał wyraźnie i jego zwycięstwo nie było przez nikogo kwestionowane.

Zwycięstwo Petro oznaczało polityczne trzęsienie ziemi w kraju rządzonym na zmianę przez liberałów i konserwatystów. W przeciwieństwie do wszystkich innych krajów Ameryki Łacińskiej, szefem państwa kolumbijskiego nigdy nie był lewicowy polityk. W powszechnej świadomości przez długie lata lewica kojarzyła się z partyzantką narkotykową, z pewnością lewicy nie przysparzało popularności to, co działo się tuż obok, w Wenezueli. Eksperymenty lewackie Chaveza, a następnie jego ucznia – b. kierowcy autobusu Maduro, skończyło się bowiem katastrofą gospodarczo-cywilizacyjną.  Autorytarne rządy i niegospodarność doprowadziły bogaty w ropę kraj do niebywałego w XXI w. kryzysu, co skłoniło miliony ludzi do ucieczki, w tym ok. 2 mln. do Kolumbii. Petro był krytykowany przez dotychczasową elitę, że może on wywołać podobny chaos gospodarczo-polityczny. Mimo to Kolumbijczycy zdecydowali inaczej. Wydaje się, że sukces Petro był konsekwencją porażek prawicy, która poniosła konsekwencje za pogłębiony skutkami pandemii Covid-19 kryzys gospodarczy i społeczny, jak też za nieskuteczność w walce z przemocą na terenach wiejskich terroryzowanych przez zbrojne bandy handlarzy narkotyków. Trudno dziwić się wygranej głównego krytyka dotychczasowego establishmentu, skoro badania socjologiczne wskazują, że ponad 85% Kolumbijczyków uważa, iż kraj nie znajduje się na właściwej drodze. Takiego pesymizmu nie było od końca lat 90-tych XX w., czyli okresu największej aktywności lewackich rebeliantów.

Kolumbia pozostaje jednym z najbardziej nierównych majątkowo krajów w regionie (współczynnik Giniego wynosił w latach 2010-2023 54,2 z tendencją wzrostową w latach kadencji Duque – poziomy zupełnie kosmiczne z europejskiej perspektywy), z prawie 40% ludności żyjącej poniżej granicy ubóstwa i stopą bezrobocia, która od początku XX w. wynosi średnio ponad 11%. Pandemiakoronawirusa cofnęła wysiłki kraju w walce z ubóstwem o co najmniej dekadę. Oficjalne dane pokazują, że 39% z 51,6 mln. Kolumbijczyków żyło w 2021 r. za mniej niż 89 USD miesięcznie. Tymczasem inflacja osiągnęła najwyższy poziom od dwóch dekad (13,34% w 2023, ale w styczniu 2024 r. spadła do poziomu 8,35%. Na korzyść opozycji działała też wojna Rosji z Ukrainą, gdyż gwałtownie zdrożała żywność po tym, jak ustał import zbóż z Ukrainy. Elektorat Petro stanowią głównie młodzi wyborcy, którzy najdotkliwiej odczuli gospodarcze skutki pandemii. I to do nich Petro adresował w kampanii wyborczej swój program obiecujący głębokie zmiany gospodarcze i społeczne, deklarując walkę z nierównościami społecznymi. Znalazły się w nim m.in. bezpłatna edukacja wyższa i reforma emerytalna, a także zmiany w sposobie walki znarkokartelami i rebeliantami. Petro zobowiązał się do walki z nierównością dochodów, opodatkowania bogatych, zreformowania systemu opieki zdrowotnej i walki z korupcją. Jednak największe kontrowersje wzbudził postulat stopniowego odchodzenia od węglowodorów jako głównego źródła energii. Za ten fragment programu prezydenta odpowiadała jego zastępczyni – prawniczka i aktywistka ekologiczna Francia Marquez – pierwsza w historii Kolumbii czarnoskóra osoba na stanowisku wiceprezydenta. Petro złożył też obietnice zaniechania dalszych poszukiwań ropy naftowej i zakazać realizacji nowych projektów naftowych, ale zaznaczył, że będzie respektował obowiązujące kontrakty. Ekonomiści określili plan Petro, aby rozpocząć likwidację przemysłu naftowego jako bardzo problematyczny, który może spowodować szok gospodarczy oraz gwałtowną dewaluację (w pierwszych dwóch latach po objęciu urzędu przez nowego prezydenta nic takiego jednak nie miało miejsca). Był to jednak dobry pomysł na szybkie wywiązanie się z zobowiązań dotyczących zmian klimatycznych, które Kolumbia wraz z innymi krajami zachodnimi zobowiązała się dotrzymać. „Zielona” agenda w programie prezydenta wpisywała się oczywiście w lewicową ideologię, ale gospodarka Kolumbii ma swoją specyfikę. Petro chciał odejścia od paliw kopalnych na rzecz OZE (słońce, wiatr, woda). Tyle, że ropa naftowa stanowi 40% kolumbijskiego eksportu, a węgiel 20%. Międzynarodowe sankcje nałożone na Rosję zwiększyły dodatkowo popyt na kolumbijską ropę. Dodatkowo cały świat, w tym Polska szukał tu też alternatywy dla rosyjskiego węgla. Dlatego też krytycy Petro szybko wskazywali, że nie dysponuje on odpowiednimi kwalifikacjami do sprawowania rządów w kraju tak bardzo uzależnionym od eksportu węglowodorów. Za gospodarkę w nowym rządzie jako minister skarbu odpowiedzialność przejął znany kolumbijski ekonomista José Antonio Ocampo. To w nim prezydent pokładał nadzieję, że będzie w stanie przekonać inwestorów do udziału i wspieraniu tej zmiany kierunku rozwoju kolumbijskiej gospodarki.

Oprócz wyzwań gospodarczych, Petro musi zmierzyć się ze skomplikowaną kwestią bezpieczeństwa, która jest niezmiernie istotna dla Kolumbijczyków. Nie będzie to łatwe, gdyż prezydent wcześniej sam był kiedyś lewackim rebeliantem. Wprawdzie porozumienie pokojowe z FARC zostało wprowadzone w życie, terytoria i szlaki przemytu narkotyków, które kiedyś kontrolowała ta organizacja, są od lat przedmiotem starć między różnymi grupami zbrojnymi, od partyzantów, jak ELN, czy część FARC nie uznająca pokoju, po oddziały karteli narkotykowych. Jedno jest pewne: Petro nie będzie miał łatwego życia i nie będzie mu łatwo forsować proponowanych zmian, chociażby dlatego, że w II turze głosowało przeciwko niemu ponad 10,5 mln. ludzi. Chociaż lewica nie uzyskała w 295-osobowym Kongresie większości, Petro zdołał zawrzeć koalicję z partiami centrowymi i niektórymi tradycyjnymi, jak liberałami. To powinno gwarantować mu poparcie dla jego reform i szanse rządzenia krajem mimo planowanego ostrego zwrotu politycznego w Kolumbii, tradycyjnego dotąd sojusznika politycznego USA. Jednak Petro w parlamencie ma silną opozycję w postaci ugrupowań prawicowych. Jego oponenci zarzucają mu też autorytaryzm i arogancję, ale znając Amerykę Płd. takie cechy charakteru wydają się niezbędne do sprawowania władzy na tym kontynencie. Petro rzeczywiście krytykuje elity, a taka retoryka doprowadziła do władzy innych populistów latynoskich jak López Obrador w Meksyku, Castillo w Peru, czy Lula w Brazylii. Zwycięstwo Petro miało daleko idące konsekwencje w regionie, w którym Kolumbia przez długi czas była ostoją względnej stabilności politycznej, pomimo rosnącej fali lewicowego populizmu w Ameryce Łacińskiej. Teraz fala ta dotarła do kraju uważanego za kluczowego sojusznika USA na kontynencie. Wiele z proponowanych przez Petro pomysłów, w tym wprowadzenie tzw. inteligentnych taryf celnych w celu ochrony kolumbijskiej produkcji rolnej, została źle przyjęta w Waszyngtonie. 

Triumf Petro doprowadził już do ochłodzenia stosunków z USA. Zapowiadał on wszak w kampanii, że jeśli wygra wybory, będzie zabiegał o rewizję układu handlowego z USA i energiczniejsze włączenie się rządu amerykańskiego do wojny z kartelami narkotykowymi. Stosunki Kolumbii z siłami zbrojnymi oraz z rządem USA mogą ulec gwałtownemu pogorszeniu, zwłaszcza jeśli Petro spełni obietnicę usunięcia naczelnego dowództwa wojskowego i będzie dążył do porzucenia polityki zwalczania upraw koki na rzecz dobrowolnej substytucji, w ramach której plantatorzy porzucają nielegalne uprawy i przy wsparciu państwa przestawiają się na inne przedsięwzięcia. Objęcie władzy przez Petro – zdaniem największych pesymistów – może oznaczać nawet pójście Kolumbii w ślady Wenezueli i Nikaragui. „Skok w otchłań bez spadochronu” - ostrzegał „New York Times” po I turze wygranej przez byłego lewackiego partyzanta. Waszyngton niepokoją nie tylko pomysły Petro na politykę wewnętrzną i gospodarczą, ale też na zagraniczną. Chodzi o zapowiadane w kampanii przywrócenie stosunków dyplomatycznych z Wenezuelą, poprawę relacji z Kubą oraz współpracę z Rosją i Chinami. Kolumbia była dotąd jednym z największych przeciwników reżimu wenezuelskiego. Nic dziwnego, że reżim Nicolasa Maduro, wspierany przez Kubańczyków i Rosjan, usiłował destabilizować sytuację w Kolumbii, wykorzystując do tego choćby lewackich rebeliantów trudniących się handlem narkotykami. Jednocześnie Rosja nasiliła działania szpiegowskie przeciwko ważnemu sojusznikowi USA. Biały Dom już w lutym 2022 r. ostrzegał przed możliwą ingerencją Rosji w wybory w Kolumbii. Minister obrony Kolumbii Diego Molano oskarżał zaś Rosję, że ta wspiera grupy zbrojne, które prowadzą na przygranicznych terenach, w tym po kolumbijskiej stronie, operacje zbrojne przeciwko członkom FARC, którzy zawarli porozumienie pokojowe z rządem w Bogocie. Sojusznikiem partyzantów z ELN są zaś paramilitarne wenezuelskie Patriotyczne Siły Wyzwolenia Narodowego (FPLN). Ta lewicowa organizacja, jak sugerowały ówczesne władze Kolumbii, miała otrzymywać militarne wsparcie od Rosji. Rząd Duque oskarżał też wenezuelskiego prezydenta Nicolasa Maduro o ukrywanie dysydentów z FARC, którzy odrzucali porozumienie pokojowe z 2016 r., oraz wspieranie ELN. Jeszcze w grudniu 2020 r. Kolumbia wydaliła dwóch rosyjskich dyplomatów za działalność szpiegowską. Byli oni w rzeczywistości byli oficerami wywiadu i gromadzili tajne informacje na temat sił zbrojnych i przemysłu naftowego Kolumbii.

Zwycięstwo Petro to dobra informacja dla Moskwy. USA utracili w ten sposób najlepszego sojusznika w Ameryce Łacińskiej. Znika zagrożenie dla sąsiedniej Wenezueli, sojusznika Moskwy (były obawy, że z terytorium Kolumbii może dojść do międzynarodowej interwencji w Wenezueli pod patronatem USA). Władzę traci prawicowa ekipa ostro krytykująca napaść Rosji na Ukrainę. Po czwarte wreszcie, polityka Petro może zmniejszyć znaczenie Kolumbii jako alternatywnego dla Rosji źródła ropy i węgla. Kolejnym krokiem może już być nawiązanie współpracy przez lewicowego prezydenta Kolumbii z Rosją. Moskwa z chęcią rozbudowałaby swe wpływy w Ameryce Łacińskiej o kolejny kraj – na dodatek tak duży, ludny, ważny gospodarczo i wojskowo.

Kolumbia jest przykładem kraju, który w Ameryce Łacińskiej awansował z pozycji najbardziej niestabilnego i niebezpiecznego na pozycję lidera stabilnego wzrostu gospodarczego. To też trzeci najludniejszy kraj kontynentu, który wielkością swojego rynku, ale przede wszystkim dzięki osiąganej stabilności politycznej przyciąga coraz więcej inwestycji zagranicznych. 50 mln. Kolumbijczyków dysponujących siłą nabywczą na poziomie 14,5 tys. $ rocznie to jednak nadal znacznie mniej niż Polska oraz 70% mniej niż Chile. Kolumbijski rynek pracy jest od wielu lat zasilany niezmierzoną falą uciekinierów z pobliskiej Wenezueli, przeżywającej najgorszy okres swojej historii pod rządami populisty Maduro, dzielnie kontynuującego dzieło zniszczenia kraju zapoczątkowane przezChaveza. Przez lata Kolumbia i jej gospodarka kojarzona była głównie z bossem największego kartelu narkotykowego na świecie PabloEscobarem. Nadal jest ona głównym światowym producentem kokainy. Wg danych Biura ONZ d/s Narkotyków i Przestępczości produkcja światowa kokainy w 2016 r. osiągnęła rekordowy poziom 1410 ton, z czego 866 ton pochodziło właśnie z Kolumbii. W ostatnich latach Kolumbia odnotowała wprawdzie olbrzymi spadek liczby likwidowanych laboratoriów do produkcji kokainy, jak również ilości przechwyconej kokainy, ale pozostaje nadal niekwestionowanym liderem światowym w tej niechlubnej dziedzinie. Jeśli chodzi o legalny eksport to dominują w nim towary nisko przetworzone. 1/4 eksportu to dochody ze sprzedaży ropy naftowej, węgiel kamienny (Kolumbia jest jego czwartym największym na świecie producentem) oraz koks to z kolei 20% wartości eksportu. Węgiel ten dociera nawet do Polski, co świadczy albo o jego dużej konkurencyjności cenowej, albo o całkowitej utracie konkurencyjności przez polskie kopalnie, których węgiel zalega na hałdach i jest wypierany nawet przez takich egzotycznych producentów jak Kolumbia i to mimo olbrzymich kosztów transportu. Już w 2019 r. polski węgiel był o połowę droższy od tego w portach Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia - w tym w tym węgla pochodzącego z Kolumbii. Efektem są podwyżki cen prądu, gdyż polskie spółki energetyczne będąc zmuszane kupować polski droższy węgiel podwyższają też cenę prądu, by zrekompensować sobie ewentualne straty. W ten sposób pogarszana jest konkurencyjność cenowa polskich przedsiębiorstw, zwłaszcza tych najbardziej energochłonnych. Kolejnym istotnym towarem eksportowym Kolumbii jest inny narkotyk, aczkolwiek legalny, czyli kawa (trzeci największy producent na świecie – tu mała dygresja: kawy można się w Kolumbii napić niemalże wszędzie, sprzedawcy nazywają ją „un tinto”, co w Hiszpanii oznacza czerwone wino), w czołówce są też metale szlachetne: złoto i szmaragdy, których Kolumbia jest największym producentem na świecie. Istotnym ważnym towarem eksportowym są też cięte kwiaty.

Gospodarka Kolumbii znajduje się w stosunkowo dobrej kondycji, stąd najprawdopodobniej protesty społeczne, które ogarnęły cały kontynent pod koniec 2019 r. były stosunkowo umiarkowane, jak na temperament mieszkańców. Tempo wzrostu PKB na poziomie 3,1% do wybuchu pandemii Covid-19 (2019) było wsparte przede wszystkim silną konsumpcją prywatną i umiarkowanym ożywieniem inwestycji. W pandemicznym 2020 r. PKB spadł aż o 7,3% (ale był to mimo wszystko przyzwoity wynik na tle Brazylii -8%, Peru -12%, Meksyku -7,5%) by już w 2021 r. wzrosnąć o 11! Wg. danych kolumbijskiego banku centralnego było to najszybsze tempo od co najmniej 1906 r. głównie dzięki odbiciu popytu konsumpcyjnego po złagodzeniu pandemii. Bank centralny zresztą obawiając się przegrzania koniunktury podniósł wtedy stopę procentową o 2,25 pkt. proc. Poza tym dobra sytuacja gospodarcza w 2021 i 2022 r. była również zasługą 21% wzrostu sprzedaży detalicznej i usług powiązanych oraz 12% wzrostu produkcji. Jedynie inflacja (6,9% w 2021 r.) mogła być zagrożeniem stabilnego wzrostu gospodarczego, co było 2-krotnie więcej niż cel inflacyjny banku centralnego. Jednak wskaźnik CPI w dekadzie do 2022 r. wynosił przeciętnie 4,5%, znacznie poniżej przeciętnej w całej Ameryce Łacińskiej.

W 2022 r. wzrost PKB wynosił 7,3%, by w 2023 r. (pierwszym pełnym roku kadencji Petro) wynieść tylko 1,2%. Deficyt finansów publicznych w stosunku do PKB wynosił ok. 55% (2022). Podobieństw z Polską jest zresztą więcej. Zarówno w rankingu wolności gospodarczej jak również Heritage Fundation(efektywność sądownictwa, wiarygodność rządu) Kolumbia zajmuje odległe miejsca w piątej dziesiątce nieznacznie za Polską, która w rankingach od 2016 r. obsuwa się coraz niżej. Ciekawe, że kwota wolna od podatku w Kolumbii jest 15-krotnie wyższa niż Polsce, na szczęście Polska już chyba nie będzie gonić Kolumbii w tej kategorii, gdyż populiści z PiS utracili w 2023 r. władzę. Rząd polski może uczyć się innowacyjności od Kolumbijczyków w opodatkowaniu wszystkich transakcji finansowych w wysokości 0,4% od wartości transakcji, nawet tak skomplikowanych jak przelewy bankowe, wypłaty gotówki z bankomatu, depozyty, czeki, pożyczki czy wymiana walut. Niech zatem banki w Polsce tak nie narzekają na obciążenia fiskalne, chociaż mogło być i u nas różnie, gdyby premierem był nadal Morawiecki, bardzo zainteresowany podobnymi „ciekawymi” innowacjami. Na tle sąsiadów, ale nie tylko gospodarka kolumbijska trzyma się stosunkowo nieźle. Bezrobocie jeszcze w 2016 r. było jednym z najniższych na kontynencie (2016), później w pandemii bardzo wzrosło, ale z poziomu 13,9% (2021) spadło do 10,7% (2022).  Dzięki perspektywicznej gospodarce, strategicznemu położeniu geograficznemu i w miarę stabilnej sytuacji politycznej (Petro chyba nie zdecydował się robić rewolucji lewicowej) Kolumbia stała się dość popularnym miejscem dla inwestorów i przedsiębiorców chcących rozszerzyć swoją działalność w Ameryce Płd.

Można wręcz powiedzieć, że Kolumbia stała się kolejną areną walk, tym razem związanych z ekspansją gospodarczą światowych potęg: USA i Chin, aktywni są też Rosjanie. Dzisiejsza Kolumbia łączy w sobie znakomite perspektywy wzrostu ze strukturalną bezradnością latynoamerykańskiego świata. To kraj gigantycznych kontrastów. Wystarczy wybrać się na spacer ulicami największych miast Kolumbii – Bogoty, Medellin, Cali czy Kartageny by te dwa światy zobaczyć tuż za rogiem. Nowoczesne, szklane i aluminiowe budynki wyrastają niemal wprost z dzielnic slumsów, w których żyje duża część mieszkańców Kolumbii. Z powodu obaw co do bezpieczeństwa, Kolumbia wciąż nie jest bardzo popularna na wakacyjnej mapie wypraw turystów. Ma to swoje irytujące uzasadnienia. Nikt nie będzie dyskutował z obrazem tego państwa, wykreowanym przez Netflix w serialu Narcos. Szczególnie, że dziś wyznacznikiem prawdy jest właśnie świat medialny. Z tym światem opinie wciąż nielicznych turystów, którzy Kolumbię odwiedzili, nie są w stanie konkurować. Nawet jeżeli ich świadectwo jest efektem osobistych doświadczeń, a nie reżyserskiej wyobraźni. Warto jednak oddzielać fikcję od rzeczywistości, czy raczej rozpraszać swoistą klątwę, która wisi nad całym kontynentem Ameryki Południowej, a w szczególności nad państwem, którego symbolem jest nadal Pablo Escobar. Przyszłość Kolumbii może nie rysuje się w samych jasnych barwach, ale jest to kraj bezwzględnie warty odwiedzin.




64 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Commenti


O mnie

Ekonomista, finansista, podróżnik.
Pasjonat wina i klusek łyżką kładzionych.

Kontakt
IMG_4987.JPG
Home: Info

Subscribe Form

Home: Subskrybuj

Kontakt

Dziękujemy za przesłanie!

Home: Kontakt
bottom of page