Szwajcaria
- Maciej Stańczuk
- 26 lut 2023
- 21 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 20 mar 2023
Szwajcaria to jedno z najzamożniejszych państw na świecie o wyjątkowej i unikalnej formie organizacyjnej - jest bowiem konfederacją państw, nazywających się kantonami, które cieszą się wyjątkowo szeroką autonomią. Dodatkowo Szwajcarzy nie posługują się jednym językiem, jeśli mają jakiś jeden wspólny (lingua franca), to jest nim angielski, który z kolei nie jest oficjalnym językiem kraju. Takimi są Schwytzer Duetsch (szwajcarska odmiana niemieckiego, której nie rozumieją nawet sami Niemcy - filmy szwajcarskie w Niemczech puszczane są z podpisami lub w dubbingu), francuski włoski i retoromański, którym posługuje się na świecie niewielka liczba osób w jednym kantonie. Obrady parlamentu szwajcarskiego odbywają się w oficjalnych językach kraju, dlatego posłowie przysłuchują się im w słuchawkach z tłumaczeniem symultanicznym. Taka forma organizacji państwa ma bardzo długą historię, gdyż trwa nieprzerwanie ponad 700 lat, co czyni Szwajcarię drugą najstarszą republiką Europy po San Marino. To też jedna z najstarszych demokracji na świecie. Jej początek to utworzenie federacji przez 3 kantony w 1291 r. (kantony Schwyz, Uri i Unterwalden), które w ten sposób chciały wyzwolić się spod dominacji Habsburgów. W kolejnych latach dochodziło do wielu potyczek zbrojnych z armią Habsburgów, które nie tylko umacniały niezależność federacji, ale też rosła ona w siłę i powiększała się o kolejne kantony. Do historii przeszła przede wszystkim bitwa pod Sempach (1386) z Habsburgami, w czasie której legendarny Arnold Winkelried rzucił się na lance habsburskiej piechoty, przez co umożliwił przełamanie Szwajcarom ich szyków bojowych i osiągnięcie zwycięstwa, gdyż mogli oni wtedy skutecznie zaatakować. Po latach hasło „Polska Winkelriedem narodów” zostało wygłoszone przez tytułowego bohatera „Kordiana” Słowackiego na szczycie Mont Blanc. Słowacki wprowadził do swojego słynnego dramatu napisanego po upadku powstania listopadowego własną formę mesjanizmu, która różniła się trochę od koncepcji Mickiewicza. Określając Polskę „Winkelriedem narodów”, postawił znak równości między poświeceniem szwajcarskiego rycerza średniowiecza, a powstaniem listopadowym (1830). Narodowowyzwoleńczy zryw Polaków przyciągnął uwagę mocarstw, głównie Rosji, a tym samym umożliwił innym uciśnionym narodom podjęcie działań niepodległościowych. Z kolei mesjanizm Mickiewicza w „Dziadach” przyrównał Polskę do Chrystusa, co nadało jego koncepcji bardziej religijny i metafizyczny wymiar. Słowacki widział mesjanizm Polski bardziej w wymiarze historycznym i polityczno - społecznym, gdyż Winkelried był przecież człowiekiem z krwi i kości.
W XVI w. Szwajcaria wkroczyła już jako silne i zamożne państwo. To wtedy papież Juliusz II zaangażował wojska szwajcarskie do ochrony osobistej (1506) poprzez utworzenie słynnej Gwardii Szwajcarskiej, którą do dziś można zobaczyć w uniformach sprzed 5 wieków w Watykanie, mimo że jej funkcje są raczej czysto reprezentacyjne. Mimo takich wpływów w Watykanie Szwajcaria stała się jednym z głównych ośrodków reformacji w Europie. To w XVI w. ustalony został podział wyznaniowy kantonów na protestanckie (obejmujące bardziej bogate kantony miejskie) i katolickie (wiejskie). Po pokoju westfalskim kończącym wojnę 30-letnią (1648) cesarz rzeszy niemieckiej ostatecznie uznał niepodległość Szwajcarii i jej formalne wyodrębnienie z Rzeszy Niemieckiej. Pod koniec XVIII w. Szwajcaria została najechana przez wojska Napoleona, który narzucił jej swoją konstytucję, wzmacniającą rząd centralny oraz wymusił na Szwajcarach udział w wojnach napoleońskich po stronie Francji. Ten krótki okres zwany Republiką Helwecką jest jednak bardzo negatywnie wspominany do dzisiaj w Szwajcarii, którzy są tradycjonalistami i przeciwnikami państwa scentralizowanego. W czasie wojen napoleońskich Szwajcaria stała się areną walk między Francją, a Austrią i Rosją. Sami Szwajcarzy podzielili się między zwolenników nowych porządków - republikanów, a federalistów, chcących przywrócić system federacyjny, oparty na szerokiej autonomii kantonów. Ostatecznie Napoleon pogodził oba stronnictwa poprzez podpisanie Aktu Mediacyjnego w Paryżu (1803), przywracającego w znacznym zakresie system federacyjny, a Kongres Wiedeński po wojnach napoleońskich potwierdził neutralność Szwajcarii i ostatecznie ustalił granice kraju, do którego przyłączone zostały 3 ostatnie francusko-języczne kantony: Valais, Neuchâtel i Genewa.
Spory między katolikami a protestantami z jednej strony, liberałami a klerykałami z drugiej przyczyniły się do wybuchu wojny domowej (1847), która pochłonęła ok. 100 ofiar i była ostatnim poważniejszym konfliktem zbrojnym w dotychczasowej historii Szwajcarii. Katolicy starali się nie dopuścić do wzmocnienia władzy centralnej, do czego dążyli rządzący wówczas radykałowie. W wyniku tego konfliktu uchwalona została konstytucja federalna (1848) na mocy której związek państw stał się państwem związkowym (od 1874 r. republiką federacyjną) ze stolicą w Bernie. Konstytucja tworzyła system oparty na referendach bezpośrednich, pozostawiając kwestie lokalne w gestii kantonów. Poprawka do konstytucji (1891) utworzyła ostatecznie unikatowy w świecie system polityczny oparty na demokracji bezpośredniej.
Wcześniej w 1874 r. wprowadzona została wspólna waluta, a przełom XIX i XX w. to okres dynamicznego rozwoju gospodarczego, powstało wtedy wiele firm rodzinnych, rozwinęła się bankowość - znak firmowy Szwajcarii w XX w., turystyka zagraniczna oraz drastycznie wzrosła stopa życia mieszkańców i standard ich życia. Ponieważ Szwajcaria miała status państwa neutralnego, została dogodnym miejscem dla emigrantów politycznych, w tym polskich uchodźców po powstaniu styczniowym, socjalistów, a przede wszystkim miejscem schronienia dla rewolucjonistów rosyjskich, w tym Lenina. Na uczelniach szwajcarskich studiowało wielu Polaków z wszystkich 3 zaborów.
Podczas I i II Wojny Światowej Szwajcaria zachowała neutralność. W 1921 r. weszła jednak do Ligii Narodów i udostępniła jej siedzibę w Genewie. W okresie międzywojennym krajem rządziły koalicje, w których najsilniejszym ugrupowaniem była konserwatywna Szwajcarska Partia Radykalno-Demokratyczna. W niektórych kantonach silnie rozwinął się przemysł, hotelarstwo i turystyka, ale zmorą był wysoki poziom bezrobocia. W polityce zagranicznej, mimo prozachodnich sympatii i pewnych kompromisów wobec narastającego w Europie faszyzmu, udało się Szwajcarom zachować neutralność. Kompromis jest zresztą cechą szczególną szwajcarskiego DNA, w tym kultury politycznej tego kraju. Od 1923 r. Szwajcaria zacieśniła stosunki polityczne i gospodarcze z Liechtensteinem, by związać to małe księstwo ze swoimi interesami ekonomicznymi. W latach 30-tych XX w. pomimo swojego statusu neutralności Szwajcaria rozpoczęła przygotowania do obrony kraju spodziewając się, że jej terytorium może stać się terenem działań wojennych w przyszłej wojnie Niemiec Hitlera z Francją. Jednocześnie rząd starał się utrzymywać neutralność, z jednej strony konfiskując „rozmowy z Hitlerem” Rauschninga (szefa Senatu Wolnego Miasta Gdańska w latach 1933-1934), a z drugiej nawołując do powściągania krytyki wobec III Rzeszy.
Od samego początku II Wojny Światowej Szwajcarzy uznawali Niemców za agresorów, którzy wywołali konflikt z Polską pod pretekstem dostępu do Gdańska. Polska przy tym cieszyła się dużą sympatią, czego wyrazem była działalność wielu organizacji charytatywnych organizujących pomoc. Z kolei Niemcy wydali zakaz rozpowszechniania prasy szwajcarskiej u siebie, co ułatwiło Szwajcarom podjęcie decyzji o zakazie kolportacji w tym kraju gadzinówek NSDAP w rodzaju Der Stuermer, Völkischer Beobachter czy Reichsdeutsche. Cenzurowano też niemieckie kroniki filmowe. Generalnie stosunek władz szwajcarskich do kwestii uchodźców wojennych, czy uciekinierów żydowskich z krajów okupowanych przez Hitlera był dosyć ambiwalentny i przypominał rozpaczliwe balansowanie w warunkach utrzymywania pozorów neutralności. W kraju działał Międzynarodowy Czerwony Krzyż, aktywny był też wywiad USA, z którym potajemnie współpracowało dowództwo armii szwajcarskiej. Jednocześnie w kraju internowano ok. 43 tys. żołnierzy polskich i francuskich, mimo wprowadzenia wiz po 1.09.1939 r. przyjęto ponad 50 tys. uchodźców, wśród nich T. Manna. W rzeczywistości Szwajcarzy nie wpuszczali do swojego kraju mężczyzn w wieku poborowym (16-60 lat). Niemcy byli zirytowani brakiem restrykcji w przyjmowaniu żydowskich uchodźców, których do Szwajcarii uciekło ponad 10 tys. (propaganda NSDAP określała ich jako Bergsemiten - górskimi semitami). Po kapitulacji Włoch (1943), Szwajcaria zdecydowała się na przyjmowanie wszystkich uchodźców żydowskich z tego kraju, w wyniku czego tylko do końca 1943 r. przyjęto prawie 8 tys. cywili oraz 20 tys. „bohaterskich” włoskich żołnierzy. W 1944 r. Szwajcaria przyjęła dodatkowo 14 tys. węgierskich Żydów, jednakże z uwagi na brak możliwości przewiezienia ich do Szwajcarii, konsul tego kraju w Budapeszcie - Lutz, podobnie zresztą jak Raoul Wallenberg, wydawał im szwajcarskie dokumenty, które dostało 62 tys. ze 100 tys. uratowanych węgierskich Żydów. W lutym 1945 r. Szwajcaria przyjęła 1200 Żydów uwolnionych z obozu koncentracyjnego w Terezinie, jednocześnie zamknęła swoje granice z Niemcami, chcąc zablokować napływ hitlerowskich zbrodniarzy na swoje terytorium. Na koniec wojny w Szwajcarii przebywało ok. 115 tys. uciekinierów, a ciągu wojny znalazło schronienie prawie 300 tys. osób.
Szwajcaria nigdy nie była samowystarczalna gospodarczo, dlatego w czasie wojny prowadziła normalną wymianę towarową z hitlerowskimi Niemcami. Mimo iż 1/3 ludności była zatrudniona wówczas w rolnictwie, kraj był zmuszony sprowadzać żywność i surowce energetyczne (węgiel, gaz) z zewnątrz. Dlatego wprowadzono ich reglamentację (benzyna była dostępna wyłącznie dla pojazdów wojskowych i służby zdrowia, a miesięczny przydział masła wynosił 100 gr. na osobę). Chluby Szwajcarom nie przynosi fakt, że szwajcarskie firmy i ich filie w Niemczech korzystały z pracy przymusowej robotników i jeńców wojennych, w tym wielu Polaków. Przedsiębiorstwa szwajcarskie należały też do największych producentów broni i uzbrojenia w Europie, pozostają zresztą nimi do dzisiaj. Szkopuł w tym, że dostarczały one broń dla wszystkich stron wojny: zarówno dla krajów neutralnych (Turcji oraz Danii, Holandii czy Jugosławii przed ich zaatakowaniem przez Hitlera), jak Wlk. Brytanii, Francji (do 1940), ale przede wszystkim do nazistowskich Niemiec. W tym ostatnim przypadku nie mogło być mowy o przypadku, sprzedaż broni wymagała zgody Rady Konfederacji. To dlatego Wlk. Brytania wprowadziła embargo na dostawę do Szwajcarii wszelkich towarów, które mogłyby być następnie reeksportowanie do III Rzeszy. Z tym jednak obrotni Szwajcarzy też sobie dobrze radzili, ponieważ szmuglowali przez neutralną Portugalię nie tylko zapalniki do bomb i inne komponenty do produkcji broni, ale też precyzyjne części do maszyn, w tym kamienie zegarków czy chronografy niezbędne do produkcji zegarków. Aby uniknąć zadrażnień z Niemcami, wprowadzono represyjną cenzurę publikacji, które mogłyby być uznane za stronnicze (zakazano np. publikacji karykatur Hitlera). Od 1944 r. Szwajcaria stała się też miejscem wymiany ciężko rannych jeńców obydwu stron walczących w sąsiadujących krajach. Cały czas Helweci próbowali też zapewnić sobie samowystarczalność w zakresie wyżywienia. O ile w 1938 r. pod uprawę przeznaczonych było zaledwie 17% użytków rolnych, to w 1942 r. już 46%.
Wojna zmusiła Szwajcarów do reform systemu ubezpieczeń społecznych. Ponieważ zmobilizowani mężczyźni otrzymywali bardzo niski żołd (zaledwie 2 franki dziennie), w 1940 r. wprowadzono system ubezpieczeń społecznych poprzez odpis 2% wynagrodzenia, w zamian za co osobom podlegającym mobilizacji wypłacano zasiłek w wysokości 80% ich dotychczasowego wynagrodzenia. Korzystając ze słynnej klauzuli tajemnicy bankowej banków szwajcarskich w latach 1938-1945 Niemcy przekazali do Szwajcarii aktywa o szacunkowej wartości ok. 6 mld. $ (dziś to kwota ok. 60 mld. $), a rząd szwajcarski mimo świadomości pochodzenia tych środków i wezwań krajów alianckich nie zablokował ich napływu. Dopiero w połowie lat 90-tych XX w. 2 szwajcarskie banki komercyjne wypłaciły zaledwie 1,23 mld. $ jako zwrot środków pochodzących z grabieży mienia żydowskiego przez Niemcy.
Szwajcarzy dzielnie lawirowali między aliantami, a III Rzeszą, chociaż przelatujące przez swoje terytorium alianckie bombowce zestrzeliwał mniej gorliwie niż niemieckie. Generalnie prześlizgnęli się przez II Wojnę Światową bez większych problemów, gospodarka specjalnie nie ucierpiała, wręcz przeciwnie: specjalizacja w produkcji amunicji dla wszystkich stron wojny dała duży impuls rozwojowy.
Po wojnie w Szwajcarii władzę sprawowały rządy koalicyjne, w których dominowali chrześcijańscy konserwatyści, radykalni demokraci i socjaldemokraci. Kraj był aktywny na arenie międzynarodowej, stał się jednym z założycieli Europejskiego Stwarzyszenia Wolnego Handlu - EFTA (1960), Rady Europy (1963) i wielu agencji i organizacji wyspecjalizowanych ONZ, a także siedzibą licznych organizacji międzynarodowych, w tym MFW i Banku Światowego (od 1992). W referendum z 1986 r. Szwajcarzy odrzucili członkostwo w EWG, pokazując w ten sposób przywiązanie do tradycyjnych wartości swojego federalizmu i obawiając się napływu imigrantów z innych krajów UE. Mimo to integracja Szwajcarii ze strukturami europejskimi nie została wstrzymana, gdyż zawarła ona porozumienia handlowe z UE oraz przystąpiła do układu z Schengen (2008). Jednym z największych wartości stosunkowo niewielkiej Szwajcarii jest jej waluta - frank. Jak to się dzieje, że frank pozostaje niezwykle silny wobec euro czy dolara, a gospodarka nie traci konkurencyjności? Jeszcze w połowie lat 60-tych XX w., za funta brytyjskiego trzeba było płacić ponad 12 franków szwajcarskich. W 2023 r. za tego samego funta z trudem otrzyma się nieco ponad 1,2 franka. A jak dolar wypada na tle franka? Jeszcze pięćdziesiąt lat temu za dolara otrzymywało się ponad 4,3 franka, dzisiaj otrzymuje się zaledwie ok. 0,9 franka. Kraje anglosaskie bynajmniej nie słyną z posiadania super silnych walut, gdyż ich społeczeństwa wolą bardziej wydawać pieniądze niż je oszczędzać. A jak siła franka wyglądałaby na tle takich walut jak marka niemiecka czy jen? Jeśli chodzi o tę pierwszą (której już nie ma i można jedynie odwoływać się do przelicznika), to jeszcze pięćdziesiąt lat temu za jedną markę można było otrzymać ponad 1,17 franka. W 2023 r. za tę samą markę otrzymałoby się mniej niż połowę (około 0,57 franka i co powinno tłumaczyć, skąd wśród wielu niemieckich ekonomistów – i nie tylko – bierze się niechęć do polityki EBC). Jeszcze 50 lat temu frank kosztował nieco ponad 80 jenów. W 2023 r. za tego samego franka trzeba zapłacić prawie 120 jenów. Historia franka szwajcarskiego jest naprawdę bardzo pasjonującą lekturą. Została ona ciekawie opisana przez Ernsta Baltenspergera w jego książce „Der Schweitzer Franken. Eine Erfolgsgeschichte” (Szwajcarski frank. Historia sukcesu). Jak pisałem wcześniej do Szwajcarii trafiało zrabowane przez Hitlerowców złoto w czasie ostatniej wojny. A dokładniej, było ono skupowane przez SNB (Szwajcarski Bank Centralny) od niemieckiego Reichsbanku. Tak jak podaje prof. Baltensperger, Reichsbank sprzedał SNB złoto, którego wartość wynosiła ok. 1,23 mld. franków. Co ciekawe, do innych szwajcarskich banków trafiło pochodzące z tego samego Reichsbanku złoto o wartości ok. 244 mln. franków. Rodzi się oczywiście pytanie retoryczne, skąd niemiecki bank dysponował tak ogromnymi zasobami? Baltensperger twierdzi, że był to między innymi efekt przywłaszczenia sobie rezerw krajów okupowanych przez III Rzeszę (wspomina on o rezerwach holenderskich oraz belgijskich, a także austriackich). Czy skupowane przez SNB pieniądze pochodziły tylko z tych krajów? Trzymając się tego samego źródła, SNB nabył od USA złoto o wartości ok. 1,529 mld., a od Wlk. Brytanii – o wartości ok. 669 mln. franków. Niemal natychmiast po zakończeniu wojny, SNB wyłożył 100 mln. franków na stół tylko po to, aby władze Szwajcarii mogły wywiązać się z zawartego z Aliantami porozumienia, które przeszło do historii pod nazwą porozumienia waszyngtońskiego z 25.05.1946 r. i w myśl którego Szwajcaria musiała zapłacić aliantom kwotę wynoszącą 250 mln. franków. Najdelikatniej rzecz ujmując uiszczenie opłaty rzędu 250 mln. franków było zatem ceną wartą zapłacenia po to, aby Alianci puścili w niepamięć skup niemieckiego złota. Były to odległe czasy i trudno winić za nie dzisiejsze pokolenia, niemniej warto o tym „epizodzie” pamiętać. Frank służył zwykle dobrze interesom Szwajcarów, ale niekoniecznie już partnerom tego kraju, czy imigrantom zarobkowym. Z pewnością frank był sprzymierzeńcem Szwajcarów w latach 70-tych XX w., kiedy niemal cały świat zmagał się z ogromną presją inflacyjną będącą pochodną pierwszego szoku naftowego 1973). I tak między wrześniem 1977 r., a wrześniem 1978 r. frank zyskał na wartości względem dolara 60% (!) Co było przyczyną tak dużej aprecjacji? O ile średnia inflacja w Szwajcarii w latach 1976-1978 wynosiła zaledwie 1,3%, o tyle w USA była ponad pięciokrotnie wyższa. Nie tylko, że wynosiła 7,6%, ale w grudniu 1978 r. jej odczyt wynosił już 9%. Nic więc dziwnego, że inwestorzy ciągnęli w kierunku franka. Siła franka była okupiona rzeczywiście ogromnymi wyrzeczeniami i nie tylko. Przez to ostatnie rozumiem fakty, które ponownie chluby nikomu nie przynoszą. Tak jak pisze Baltensperger, w latach 1975-1976 gospodarka szwajcarska przeżywała ciężką recesję. W samym 1975 r. PKB skurczył się o niebywałe 7,6%. Skutki tak bolesnej dezinflacji odczuli przede wszystkim masowo zatrudniani pracownicy napływowi z zagranicy. O ile jeszcze w 1973 r. było ich w Konfederacji około 850 tys., o tyle już pięć lat później ich liczba skurczyła się do 630 tys. Dezinflacja wprawdzie kosztuje, ale szczęcie Szwajcarów polegało na tym, że mogli oni stosunkowo łatwo przerzucić część kosztów na innych. Ciekawa jest natomiast ocena tych wydarzeń. Sam Baltensperger pisze bardzo oględnie o „przepozycjonowaniu” (Redimensionierung) siły roboczej, ale już inni nie wahają się przed użyciem słowa ksenofobia. Ciemne karty historii tego kraju nie kończą się z chwilą podpisania wspomnianego wyżej porozumienia waszyngtońskiego. Wystarczy przypomnieć o referendum z 7.06.1970 r., gdzie aż 46% głosujących opowiedziało się za tym, aby ograniczyć ilość pracowników napływowych do 10% ogółu siły roboczej. Innymi słowy, różnie to bywa z tymi wyrzeczeniami Szwajcarów na rzecz silnej waluty. Przyjrzyjmy się zatem polityce SNB (bankowi centralnemu Szwajcarii) w ostatnich dekadach. Kiedy Japonia zaczęła zmagać się z deflacją od połowy lat 90-tych, dopiero premier Abe ze swoją Abenomiką od 2013 r. przy wsparciu Banku Japonii pozwoliły Japończykom w połowie 2 dekady XXI w. na chwilę zapomnieć o deflacji, ale wybuch pandemii koronawirusa szybko im o niej przypomniał. Kiedy z Tokio zaczęły dochodzić w okolicach 1995 r. pierwsze sygnały na temat deflacji, jest mało prawdopodobne, aby ktokolwiek w Zurychu postrzegał je w kategoriach ewentualnego zagrożenia dla rodzimej gospodarki. A jeszcze mniej prawdopodobne jest to, aby tymi sygnałami przejmował się SNB. Zatem dlaczego deflacja przyszła do Szwajcarii tak późno, skoro notowania franka mogłyby wskazywać na jej dużo wcześniejsze pojawienie? Kiedy Japonia zmagała się ze skutkami pęknięcia bańki spekulacyjnej na giełdzie i rynku nieruchomości, to SNB walczył w tym samym czasie z wysoką inflacją. Otóż w połowie 1991 r. inflacja w Szwajcarii osiągnęła poziom 6,6% w skali roku. Trend znany w teorii ekonomii jako „Great Moderation” (wygładzanie wolatylności cyklu koniunkturalnego poprzez zmiany strukturalne i instytucjonalne w polityce banków centralnych) wówczas dopiero zaczął przybierać na sile. Rzeczywiście na przełomie lat 80-tych i 90-tych mieliśmy do czynienia z jego lekkim regresem, jednak nawet wtedy (w okolicach 1991 r.) wszyscy musieli przecierać oczy ze zdziwienia, patrząc na kolejne odczyty wskaźnika wzrostu cen SNB. Natomiast dla samych Helwetów te dane musiały być wręcz szokiem, gdyż aby sobie przypomnieć, kiedy inflacja w tym kraju była tak wysoka, Szwajcarzy musieli się cofnąć do początku lat 80-tych XX w., kiedy ówczesna gospodarka światowa zmagała się z drugim szokiem naftowym. Jak to się mogło wydarzyć, że SNB stracił kontrolę nad inflacją? W latach 1990-1992 średni poziom inflacji w Szwajcarii wyniósł 5,1%. Końcówka lat 80-tych XX w. nie przyniosła chluby wielu bankom centralnym. Symptomatyczna jest wypowiedź ówczesnego prezesa Banku Kanady, Geralda Bouey, którego słowa, najlepiej tłumaczą przyczyny ówczesnych niepowodzeń wielu banków centralnych. Były nimi agregaty monetarne i tak jak Bouey powiedział, „to nie my (czyli banki centralne) porzuciły agregaty monetarne, ale to one porzuciły nas”. Rzeczywiście, zwłaszcza w pierwszej połowie lat 80-tych w dobie panującego monetaryzmu agregaty monetarne (mierzące ilość pieniądza w gospodarce) cieszyły się szczególną popularnością. Ich skuteczność zależała, co oczywiste od umiejętności oszacowania popytu na pieniądz. A z tym było dużo gorzej, gdyż zachodzące zmiany w systemie finansowym owocujące nowymi produktami finansowymi czyniły coraz trudniejszym dokładne sprecyzowanie tego, co jeszcze jest pieniądzem, a co już nie jest. W takich warunkach jakakolwiek próba oszacowania popytu na pieniądz była niemal z góry skazana na porażkę. Dodatkowo w Szwajcarii, jak tłumaczy Baltensperger, pod koniec lat 80-tych nastąpiło uruchomienie systemu rozliczeniowego Swiss Interbank Clearing (SIC) oraz nowych norm ostrożnościowych dla banków szwajcarskich. Obie te decyzje miały przełożenie na popyt ze strony banków na oferowany przez SNB pieniądz. Bez wchodzenia w szczegóły, SNB niezbyt trafnie oszacował wpływ tych dwóch wydarzeń na popyt ze strony banków na pieniądz banku centralnego. SNB uporczywie trzymał się swoich agregatów, a równocześnie niemalże ignorował impulsy dochodzące z rynków pieniężnych (które informowały o tym, co się dzieje z oprocentowaniem). Dopiero w grudniu 1990 r. przeszedł na średnioterminową ścieżkę kształtowania się swojej własnej bazy monetarnej, ale i ta zmiana na niewiele się zdała, gdyż błędy popełnione pod koniec lat 80-tych rzutowały na całą dekadę lat 90-tych. Chcąc odbudować swoją wiarygodność, SNB prowadził często zbyt restrykcyjną politykę, zwłaszcza w okolicach 1994 r., ze wszystkimi jej negatywnymi skutkami dla gospodarki realnej. Mimo wielu błędów zarówno w polityce monetarnej jak i także fiskalnej (za które już na pewno nie można winić SNB), nie doszło tu do trwałej deflacji. Deflacja pojawiła się w Szwajcarii w sposób trwały dopiero po Wielkim Kryzysie Finansowym z 2008 r. Duża w tym zasługa franka. Może dlatego, że za sprawą swojego statusu bezpiecznej przystani (safe haven), frank stał się zakładnikiem koniunktury światowej (a koniunktury w strefie euro w szczególności). Trwające dobre nastroje w strefie euro do 2008 r. wręcz osłabiały franka, co na pewno chroniło gospodarkę szwajcarską przed deflacją. Rzecz w tym, że w dobie hossy bezpieczna przystań jest mało atrakcyjna. Dopiero trzy wielkie kryzysy (finansowy z 2008, strefy euro z lat 2010-2012 oraz epidemiologiczny z 2020 r.) wywindowały wartość franka do astronomicznych poziomów. Prowadzona de facto od 2009 r. polityka interwencji walutowych nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Doprowadziła ona jedynie do dwudziestokrotnego (!) zwiększenia rezerw walutowych oraz swoistego rodzaju nadmuchania sumy bilansowej SNB do poziomu 144% PKB – co jest ewenementem na skalę światową. Tym samym, niezależnie od przyczyn, Szwajcaria stała się faktycznie drugą po Japonii oazą deflacji i ten fakt na pewno musi spędzać sen z powiek cieszącego się naprawdę ogromną wiarygodnością oraz estymą SNB. W okresie zwiększonej inflacji po pandemii koronawirusa SNB wykazał się zabójczą skutecznością. W 2022 r. przeszedł do polityki bardziej ekspansywnej, podnosząc stopy procentowe łącznie o 175 bp. Pierwszej podwyżki od 15 lat dokonał w czerwcu 2022 r. - z minus 0,75 do minus 0,25%, a we wrześniu podniósł stopy o kolejne 75 bp. Zacieśnienie polityki pieniężnej przez SNB jest przez niego oficjalnie uzasadniane przeciwdziałaniem podwyższonej inflacji. Rzeczywiście inflacja konsumencka w Szwajcarii była w 2022 r. powyżej celu wynoszącego 2%, ale szybko wyhamowała. Spadła z 3,5% w sierpniu do 3% w listopadzie 2022 r.
W marcu 2023 r. zarządy UBS i Credit Suisse (CS) zdecydowały o największej fuzji w europejskiej bankowości po kryzysie w 2008 r. Problemy 2 największego banku szwajcarskiego pod względem aktywów - CS trwały od lat. Najpierw bank stracił 5 mld $ na finansowaniu strukturyzowanym dla specjalisty finansowego Greensill Capital i rodzinnej firmy Archegos, co stanowiło więcej niż roczny zysk banku. Ponieważ nieszczęścia chodzą parami CS dostał ponadto olbrzymią karę za swój udział w skandalu związanym z emisją „obligacji tuńczykowych” (tuna bonds) dla Mozambiku i był pierwszym szwajcarskim bankiem oskarżonym i skazanym za przestępstwo korporacyjne. Była to oczywista katastrofa reputacyjna, co w biznesie bankowym nie wróżyło nic dobrego. W pierwszych 3 miesiącach 2023 r. klienci banku wycofali aż 121 mld $ depozytów, dodatkowo zadziałał efekt upadku kalifornijskiego banku SVB. W tej sytuacji dla przywrócenia zaufania dla szwajcarskiego systemu bankowego bank centralny tego kraju zmuszony był udostępnić CS linię kredytową w wysokości 54 mld $. Ponieważ sytuacja nie została uspokojona, pozostawało tylko przejęcie CS przez jego największego rywala - UBS. Aktywa UBS to 1,1 bln $, co w połączeniu z aktywami CS (575 mld $) wykreowały jedną z największych i najważniejszych instytucji finansowych Europy. Transakcja była skrajnie ryzykowna, poza wyzwaniami regulacyjnymi i czysto transakcyjnymi taki duży bank oznacza kumulację i koncentrację ryzyk w jednej instytucji, gdyż połączony UBS z CS stanowiłby aż 260% PKB Szwajcarii. Mimo tych ryzyk przejęcie CS przez UBS było nieuniknione i zostało ogłoszone w najważniejszym weekendzie dla Europy w 2023 r. Szybkość podejmowania decyzji przez wszystkie zaangażowane strony, w tym SNB i regulatora była niewiarygodna, tak działa sprawne państwo nawet w skrajnie trudnych okolicznościach.
Możemy Szwajcarom zazdrościć profesjonalizmu jego władz monetarnych, nie do pomyślenia w tym kraju byłaby nominacja na czele banku centralnego kogoś tak niepoważnego jak A. Glapiński w polskim NBP. I to wydaje się prawdziwym wyjaśnieniem (prócz populistycznej polityki fiskalnej rządu PiS) wysokiej inflacji w Polsce, która wybuchła pod koniec 2021 r. Opowieści o putinflacji można włożyć między bajki, o czym świadczy przykład Szwajcarii, kraju pozbawionego surowców, ale wybierającego mądrych polityków. Mimo aprecjacji swojej waluty gospodarka szwajcarska pozostaje bardzo konkurencyjna w wymiarze globalnym. Dzieje się to przede wszystkim dlatego, że pod względem innowacyjności Szwajcaria od wielu lat znajduje się w światowej czołówce przewodząc w różnych zestawieniach i wyprzedzając takie kraje, jak USA, Wlk. Brytania czy Niemcy. Szwajcaria przyciąga nie tylko zegarkami, bankami czy turystyką, ale przede wszystkim nowymi technologiami. To przecież właśnie tutaj Rodolphe Lindt (1855 – 1909) wynalazł przełomowy sposób wytwarzania czekolady i założył słynne przedsiębiorstwo cukiernicze. W dziedzinie odkryć technicznych ojczyzna czekolady Milka (która dziś szwajcarska już nie jest) i firmy Nestle jest dziś prawdziwą potęgą. O sile Szwajcarii w rozwoju innowacji świadczą godne podziwu wskaźniki, które pokazują udział inwestycji w środki trwałe powiązane z własnością intelektualną, odsetek firm produkcyjnych w branży zaawansowanych technologii czy liczbę zgłaszanych patentów. Szwajcaria ma od lat najwyższy na świecie wskaźnik Summary Innovation Index (SII) wg. European Innovation Scoreboard, chlubi się też największą w Europie liczbą zgłoszeń patentowych na mieszkańca. Wg. danych Europejskiego Urzędu Patentowego w 2015 r. w Szwajcarii było 873 zgłaszających na milion mieszkańców, czyli przeszło dwa razy więcej niż w kolejnej w zestawieniu Holandii, ponad pięć razy więcej niż w Japonii czy prawie siedmiokrotnie więcej niż w USA. Ponadto Genewa od ponad pół wieku jest gospodarzem corocznej wystawy, podczas której wynalazcy z całego świata mają szansę przedstawić wyniki swoich prac i spotkać kontrahentów. Z patentami Szwajcaria jest doprawdy wyjątkiem na skalę światową, gdyż przez całą drogę od kraju biednego do bogatego kraj ten nie miał prawa patentowego (w 1888 r. wprowadziła tylko możliwość patentowania wynalazków, które można było przedstawić w postaci „mechanicznych modeli”). Celowo nie wprowadzono patentów na chemiczne i farmaceutyczne technologie, ponieważ Szwajcarzy wówczas masowo kopiowali je z Niemiec, które były w nich światowym liderem. Bezpośrednim powodem wprowadzenia prawa patentowego, w 1907 r., była zresztą groźba sankcji handlowych właśnie ze strony Niemiec. Co istotne, Szwajcarzy wprowadzili możliwość zastrzegania praw do chemicznych technologii, ale nie patentowania chemicznych substancji. Taką opcję zalegalizowali dopiero w 1978 r.! W tym kontekście trudno się dziwić, że z tak małego kraju pochodzi Novartis International, druga największa firma farmaceutyczna świata (w 2010 r. miała 46,8 mld. $ przychodów). Szwajcarzy budowali przemysł całkowicie za darmo, biorąc technologię z innych krajów, a następnie rozpoczęli gigantyczny eksport na cały świat. W 1920 r. aż 90% produkcji przemysłu chemicznego, 98% zegarków, 95% jedwabiu, 95% produkcji przemysłu włókienniczego, 80% szwajcarskiej czekolady były sprzedawane za granicę. Szwajcarzy tworzyli swój przemysł przy prawie całkowicie otwartych granicach. Na przykład w 1875 r. przeciętne cło na produkty przemysłowe wynosiło w Szwajcarii zaledwie 4-6% podczas gdy w USA sięgało 40-50%. Szwajcarzy dali swoim przedsiębiorcom dostęp do darmowej technologii, ale nie pozwalali im spocząć na laurach. Groźba importu tańszych i lepszych produktów z zagranicy mobilizowała producentów do ciągłego poprawiania jakości i obniżania cen. Rosnąca jak na drożdżach szwajcarska gospodarka przyciągała tabuny emigrantów z innych krajów, których przyjmowano z otwartymi rękami. W 2920 r. władze szacowały, że 22% mieszkańców Szwajcarii urodziło się za granicą. To najwyższy odsetek na świecie, prawie dwukrotnie wyższy niż w USA. A jeszcze w 1860 r. tylko 5% Szwajcarów stanowili emigranci. W 1910 r. odsetek ten wynosił już 15 proc. Dlaczego to takie istotne? Otóż wśród emigrantów było mnóstwo przedsiębiorców. Na przykład Henri Nestlé, założyciel słynnego koncernu spożywczego Nestlé, był Niemcem. Z kolei współzałożycielem znanego koncernu produkującego luksusowe zegarki, Patek Philippe & Co, był polski emigrant Antoni Patek, który w 1839 r. rozpoczął produkcję czasomierzy w Genewie. Problem z bogactwem Szwajcarii polega na tym, że doprowadza do białej gorączki polityków krajów Unii Europejskiej. Szwajcarzy pokazują, że osiągnęli najwyższy na świecie standard życia prowadząc politykę odwrotną do tej zalecanej przez Brukselę. Oto bowiem jednym z fundamentów istnienia UE jest ograniczanie „szkodliwej konkurencji podatkowej”. Oficjalnie dlatego, że taka konkurencja doprowadziłaby do wyścigu na coraz mniejsze podatki i w konsekwencji do końca państwa opiekuńczego w UE. Tymczasem Szwajcarzy udowadniają, że to nie prawda. 26 kantonów w tym kraju konkuruje między sobą wysokością podatków. Na przykład w kantonie Uri podatki są o 37% wyższe niż średnia dla wszystkich kantonów, podczas gdy kantonie Zug były o 50% niższe. W praktyce oznacza to, że firmy w zależności od kantonu mogą płacić od 13 do 25% podatku dochodowego. Maksymalne stawki podatku dochodowego od osób fizycznych wynoszą od 12,3% w kantonie Zug do 32,3% - w kantonie Jura. Skutkiem konkurencji podatkowej jest dyscyplina budżetowa i presja na ograniczanie wydatków. Władze kantonu wiedzą, że nie mogą sobie pozwolić na zbyt wysokie podatki, bo podatnicy zawsze mogą się przenieść do sąsiedniego. W efekcie wydatki publiczne stanowią w Szwajcarii 35% PKB (2020) i jest to jeden z najniższych poziomów wśród krajów OECD. Także słynna szwajcarska demokracja bezpośrednia (60% wszystkich referendów na świecie odbyło się w tym kraju) stawia polityków krajów UE w niezręcznej sytuacji. Na przykład w Polsce referenda w sprawach dotyczących finansów państwa (w szczególności podatków) są zakazane przez prawo. Zapewne po to, by uchronić nasz kraj przed nieodpowiedzialnością zwykłych obywateli. Szwajcarzy przegłosowali w referendum brak zgody na obniżenie wieku emerytalnego i obniżenie płacy nominalnej, a przecież są najbogatszym społeczeństwem na świecie. Tymczasem w Polsce populistyczny rząd PiS, mimo tragicznej sytuacji demograficznej obniżył wiek emerytalny, prowadząc wyjątkowo kłamliwą kampanię wyborczą, zwiększył istotnie koszty pracy i po 8 latach pozostawania przy władzy jest nadal z tych bardzo złych decyzji dumny! Pewno dlatego Polska nigdy z takimi politykami nie ma szansy stać się społeczeństwem zamożnych obywateli. Wspomniana aprecjacja waluty szwajcarskiej wydaje się zupełnie nie wpływać na konkurencyjność lokalnych firm. Nauczyły się one bowiem nieźle sobie radzić w warunkach silnej waluty. Małe i średnie firmy utrzymują koszty stałe na relatywnie niskim poziomie, budując szeroki łańcuch podwykonawców i poddostawców. Umożliwia to w czasach gorszej koniunktury bądź występowania szoków zewnętrznych (jak np. aprecjacja waluty) łatwiej je amortyzować. Jeśli zamówienia spadają, to łatwiej jest przetrwać i nie trzeba na siłę ciąć kosztów by przetrwać. Zresztą z tym drugim szwajcarskie firmy też świetnie sobie radzą. Pomaga im w tym ich wysoka innowacyjność - najwyższa na świecie. W rankingu WIPO (Światowa Organizacja Własności Intelektualnej) wraz z renomowanymi szkołami biznesu - Insead oraz Cornel SC Johnson College of Business od lat Szwajcaria zajmuje nie zagrożone 1 miejsce (Polska w 2019 r. zajmowała 39 miejsce). Ranking ten obejmuje 129 krajów i 80 szczegółowych wskaźników, zgrupowanych w 7 kategoriach. Są to: instytucje, kapitał ludzki wraz z B+R, infrastruktura, rozwój rynku (finansowanie, inwestycje, konkurencja), dojrzałość biznesu (pracownicy sektora wiedzy, jej absorpcja i ekosystem innowacji), wiedza i technologia (kreowanie, dyfuzja i gospodarczy wpływ wiedzy) oraz kreatywność (aktywa niematerialne, kreatywne produkty i usługi). Czołowe dziesięć lokat w rankingu według kolejności przypadło: Szwajcarii, Szwecji, USA, Holandii, Wlk. Brytanii, Finlandii, Danii, Singapurowi, Niemcom i Izraelowi. W pierwszej dwudziestce znalazło się aż 12 państw europejskich. Największy wzrost w 2020 r. w porównaniu z rokiem poprzednim zanotowały Chiny – awans z miejsca 17 na 14 – i USA z szóstego na 3 miejsce. Od wielu lat Chiny konsekwentnie pną się w górę rankingu, poprawiając swoją lokatę w stosunku do roku 2015 aż o 15 pozycji. Chiny w niektórych podkategoriach indeksu zajmują wręcz czołowe miejsca na świecie – skala rozwoju rynku, handel i konkurencja, pracownicy wiedzy i jej kreacja czy jakość infrastruktury. W dużej mierze wynika to jednak z wielkości chińskiej gospodarki. Przyznać trzeba, że rozwija się coraz bardziej w oparciu o wewnętrzne innowacje, a zachodnie firmy technologiczne w coraz większym stopniu kopiują chińskie rozwiązania. Chiny zajmowały 5 miejsce na świecie pod względem liczby zgłoszonych patentów, w zakresie sztucznej inteligencji mają ich najwięcej na świecie, a Azja jest kontynentem o najszybciej wzrastającej podaży innowacji. Globalnemu rankingowi w zakresie innowacyjności od 2011 roku przewodzi niezagrożenie właśnie Szwajcaria, dzięki trwałemu, konsekwentnie wzmacnianemu ekosystemowi innowacji. Wg. rektora Insead Szwajcaria z roku na rok podnosi swój poziom innowacyjności w odniesieniu do wszystkich kategorii, zapewniając niezwykle stabilne otoczenie polityczne i biznesowe. Między innymi dlatego państwo to ma najwyższą koncentrację największych korporacji na świecie (z indeksu Fortune 500) – dwie globalne firmy na milion mieszkańców. To więcej niż w krajach o podobnym potencjale pod względem innowacji i ludności – w Szwecji oraz Izraelu. Do firm o przychodach ponad 100 mld. USD zaliczyć można: Glencore, Viola, Trafigura, Cargill, Novartis, Mercuria Energy czy Nestle. Liczba zgłaszanych przez podmioty szwajcarskie patentów dorównuje Chinom, a kraj przeznacza aż 3,2% PKB na badania i rozwój (4 miejsce na świecie), które generowane są przede wszystkim przez obszar biznesu (71,5%). Zwycięzca rankingu może pochwalić się wysokimi wskaźnikami dot. kreowania, absorpcji i dyfuzji wiedzy, a także dostępu, wykorzystania i eksportu technologii ICT (informatyczno-telekomunikacyjnych). Niezmiennie Szwajcaria pozostaje jednym z najbardziej atrakcyjnych krajów dla zagranicznych talentów – wśród krajów OECD zajmuje 3 miejsce (po Australii i Szwecji) w przyciąganiu specjalistów z tytułem magistra i doktora, takie same w przyciąganiu przedsiębiorców i jest najatrakcyjniejszym krajem dla zagranicznych studentów. Stąd aż 57% pracujących w Szwajcarii naukowców to obcokrajowcy, więcej niż w Australii czy USA. W Szwajcarii istotną rolę w generowaniu synergii między poszczególnymi elementami ekosystemu innowacji odgrywa funkcjonująca od 1996 r. Komisja ds. Technologii i Innowacji, a od 2019 r. działa pod nazwą Innosuisse. Właścicielem jest cała Konfederacja Szwajcarska, a komisja dysponuje budżetem miliarda dolarów. Jej głównym celem jest przekuwanie badań naukowych w efekty biznesowe i ekonomiczne, czyli komercjalizacja innowacyjności. Odbywa się to poprzez wsparcie start-upów (szkolenia, granty, nieoprocentowane pożyczki), SME (współpraca z nauką, wejście na rynki zagraniczne) oraz tworzenie wielorakiej sieci powiązań dotyczących działalności innowacyjnej i zarządzania ryzykiem biznesowym w tym obszarze. Polskę, zajmującą w rankingu innowacyjności w 2020 r. ponownie 39 miejsce (od 2015 roku awans o 7 pozycji), w największym stopniu od lidera dzielą wyniki w obszarze kreowania i zarządzania wiedzą, bardzo słabo przyciągamy zagraniczne talenty, zajmując piąte od końca miejsce wśród krajów OECD. Udział wydatków na badania i rozwój w odniesieniu do PKB jest ponad 3 razy niższy niż w Szwajcarii, a o ich efektywności (czyli komercjalizacji wynalazków) lepiej nie mówić. Nadrabiamy natomiast dystans w zakresie wykorzystania technologii ICT, choć ich udział w eksporcie jest znacznie niższy niż u Helwetów. Bardzo słabo wypada ocena (98 miejsce) obszaru inwestycji zarówno od strony prawnej (np. ochrona praw mniejszościowych inwestorów), jak i finansowej (podaż kapitału – giełda i fundusze venture capital, finansowanie SME). Poprawiamy się natomiast pod względem liczby zgłaszanych patentów – liczba polskich zgłoszeń do Europejskiego Urzędu Patentowego (EPO) wzrosła w 2018 roku o prawie 20%, co było jednym z najlepszych wyników w Europie. Trzeba jednak podkreślić, że samo zgłaszanie patentów nic jeszcze nie znaczy, gdyż najważniejsze jest ich wdrożenie i wprowadzanie na rynek. Nie natknąłem się na żadne rzetelne statystyki w tym zakresie. Głównym motorem wzrostu były głównie uczelnie wyższe. Duże możliwości do poprawy Polska ma w zakresie budowy klastrów innowacji oraz współpracy nauki i biznesu (75 miejsce), a to istotna droga do zintegrowanego i trwałego ekosystemu innowacji oraz awansu w światowym rankingu. Warto zatem budować relacje ze ekonomicznie ze Szwajcarią, których Polska może być beneficjentem. Szwajcaria jest drugim po USA, największym inwestorem zagranicznym w Polsce, który nie należy do Unii Europejskiej. W Polsce firmy szwajcarskie są aktywne przede wszystkim w produkcji leków, telekomunikacji, energetyce czy produkcji zaawansowanej technologicznie. Szwajcaria zawdzięcza zamożność i wysoki poziom wolności gospodarczej, z jakiej mogą korzystać przedsiębiorcy otwartości na wymianę międzynarodową i imigrację, stabilnemu i przewidywalnemu prawu, niskim podatkom oraz odpowiedzialnej polityce budżetowej. Ważny jest także wydajny układ kształcenia, w tym zawodowego. Szwajcarów przyciąga do Polski znaczny potencjał innowacyjny naszego kraju, choć poziom nakładów na badania i rozwój w odniesieniu do PKB nadal jest sporo niższy od wartości opisujących najbardziej innowacyjne gospodarki świata. Z drugiej strony jednak przeciętna dynamika PKB na mieszkańca, według parytetu siły nabywczej, w Polsce wynosi 6%. Jest wyższa niż w Szwajcarii (2,9%), a także od średniej w Unii Europejskiej (4,2%). Wielką zaletą Polski jest duży rynek wewnętrzny, a także wykwalifikowani pracownicy. Podkreślają to zwykle wszyscy duzi inwestorzy zagraniczni. Inwestorzy szwajcarscy doceniają też nasze położenie geograficzne i dobrą infrastrukturę, dzięki czemu mogą znaleźć rynki zbytu nie tylko nad Wisłą. Przynależność Polski do Unii Europejskiej i członkostwo w NATO również uznawane są za atut. Jako uciążliwość w Polsce Szwajcarzy najczęściej wskazują trudności z naborem pracowników, zwłaszcza do produkcji, dlatego firmy uwzględnione w sprawozdaniu coraz częściej inwestują w środki trwałe i automatyzują procesy produkcji czy usług. Mitem jest twierdzenie, że bogactwo Szwajcarii wzięło się głównie z ukrywania pieniędzy obywateli innych krajów przed fiskusem. Szwajcaria to dosłownie najbardziej uprzemysłowiony kraj świata, już w 2002 r. produkcja przemysłowa na osobę (per capita manufacturing output) była 2,2 razy większa, niż w USA, o 24% większa niż w Japonii i aż 34 razy większa niż w Chinach (dane Cambridge University). To kraj niezwykle racjonalnie zarządzany, o dosyć restrykcyjnym prawie, aczkolwiek bezwzględnie przestrzeganym przez wszystkich obywateli, o unikalnym modelu demokracji bezpośredniej i strzegącym swojej neutralności. Szwajcaria zawsze wybierze takie rozwiązanie, które jest najbardziej korzystne dla niej i jej obywateli. Mając takie położenie geopolityczne może sobie na to pozwolić, dlatego jej model (podobnie zresztą jak Singapuru) nie może być replikowany gdzie indziej w świecie.
Comentarios